Z zimną krwią zamordowała Madzię

i

Autor: Archiwum serwisu,

Katarzyna Waśniewska ZAMORDOWAŁA Madzię z zimną krwią. To była ZEMSTA ZA ZDRADY BARTKA

2013-01-10 13:19

Po trwającym prawie rok śledztwie prokuratura sporządziła akt oskarżenia wobec Katarzyny Waśniewskiej (23 l.) i 31 grudnia skierowała go do sądu. Dotarliśmy do tego prawie dwustustronicowego dokumentu. Jego lektura jest wstrząsająca. Wynika z niej, że Madzia (†6 mies.) nie żyje, bo Waśniewska chciała dać mężowi Bartłomiejowi (24 l.) "karę i nauczkę". Za jego niewierność i brak zaangażowania w opiekę nad rodziną. Diaboliczna żona doszła do wniosku, że zabierze mu to, co kochał najbardziej - córkę. Waśniewska wszystko zaplanowała i wykonała z zimną krwią.

Nie chciała dziecka

Od początku Waśniewska nie czuła więzi z mającą się narodzić córką. Wyraz temu dała kilkakrotnie w pamiętniku, który prowadziła. Waśniewska najbardziej się bała, że ciąża pogorszy jej wizerunek w oczach znajomych i rodziny, pogorszy się jej stan zdrowia oraz sytuacja materialna. W pamiętniku wypisuje, że nie chce dziecka: "traktuję to dziecko jak wroga, zagrożenie, wykańczającego mnie cyborga; odbierzemy sobie prawo do dobrego, spokojnego startu we wspólne życie, możesz kiedyś usłyszeć, że to twoja wina i że on tego dziecka wcale nie chciał, nie jest szczęśliwy w takim życiu".

Jak czytamy w akcie oskarżenia, Waśniewska obawiała się, że pojawienie się na świecie Madzi spowoduje, iż "runą nasze marzenia, plany i pragnienia". Bała się także bólu przy porodzie oraz depresji z nim związanej. "W zapiskach Katarzyny Waśniewskiej brak jest jakichkolwiek pozytywnych uczuć w stosunku do dziecka, a zarazem jest ono traktowane wyłącznie jako źródło przyszłych problemów" - konkluduje prokurator. Wszystko to sprawia, że już w czasie ciąży w umyśle Waśniewskiej pojawiają się myśli, by pozbyć się nienarodzonego jeszcze dziecka. Rozpoczęła przygotowania. "Gdy Bartek wychodził do pracy (…) sprawdzałam dużo stron (internetowych), czytałam o aborcji, o przedwczesnym porodzie, o ciąży. Chciałam wiedzieć, jak wygląda poród, co się dzieje przy poronieniu" - wyjaśniała śledczym. W pamiętniku zaś zapisała: "Jak przerwać ciążę: leki ibupar forte i flonidan".

Zaplanowała zabójstwo

Madzia urodziła się przedwcześnie, opiece nad nią trzeba było poświęcać więcej czasu. To sprawiło, że pomiędzy Waśniewską a jej mężem zaczęły narastać konflikty. Waśniewskiej zdarzało się powiedzieć o maleństwie "to". Z kolei Bartłomiej zżymał się, że mała płacze, a on nie może przez to spać po pracy. Katarzyna postanowiła, że jednak musi pozbyć się dziecka. "Pedantyczność i brak spontaniczności są jednymi z głównych cech charakteru Katarzyny" - zauważa w akcie oskarżenia katowicka prokuratura. Dlatego kiedy 17 stycznia Waśniewska doszła do wniosku, że Madzię trzeba zgładzić, zabrała się do sporządzania metodycznego planu. W kilku wariantach. Jako pierwszy obiera zaczadzenie Madzi. W Internecie szuka informacji "jak zabić bez śladów?" Szuka także wiedzy o tym, czy dziecko może zginąć od upadku na twardą powierzchnię. To ma być złowieszczy "plan B".

Bartek ratuje życie Madzi

Zdaniem śledczych pierwsza próba zabójstwa miała miejsce już

20 stycznia. Waśniewska ok. godz. 22 próbowała zaczadzić córkę. Dołożyła do pieca w pomieszczeniu, gdzie była mała, zawiesiła w drzwiach koc, żeby je uszczelnić, a potem zaczęła oglądać w Internecie audycję Radia Maryja pt. "Jak wygrać macierzyństwo". Wcześniej wystukała w Internecie następujące frazy: "zaczadzenie" oraz "nieumyślne spowodowanie śmierci", także "mierzenie stęrzenia co" (pisownia oryginalna).

Bartłomiej w tym czasie był na spotkaniu z jedną z koleżanek. Żonie powiedział, że został przez znajomego zawieziony do pracy. Waśniewska próbowała do niego dzwonić, ale bez skutku. Zadzwoniła zatem do matki Bartka. Prosiła, żeby ona spróbowała skontaktować się z synem i powiedziała mu, żeby się zwolnił z pracy i wracał. Prokuratura uważa, że telefon do matki Bartka miał być tylko alibi dla Katarzyny, gdyby udało się zaczadzić Madzię.

Tak się nie stało, bo do domu wrócił Bartek. Dochodziła godz. 24. Bartek zauważył, że mieszkanie jest wietrzone, a Madzia leży nie tam, gdzie zazwyczaj, ale nie nabrał żadnych podejrzeń.

Rzuciła o podłogę i zadusiła

Plan spalił na panewce, ale Waśniewska nie zarzuciła pomysłu zamordowania córki. 24 stycznia zrealizowała ponury plan. Tego dnia małżeństwo Waśniewskich miało oddać Madzię pod opiekę rodziców Katarzyny. Wieczorem w ich mieszkaniu miała być impreza. Waśniewska podzieliła role - Bartek z kolegą mieli pojechać do sklepu na zakupy. Ona sama ruszy z Madzią do rodziców, aby zostawić dziecko. Z mieszkania wychodzą razem, jednak Waśniewska wykorzystała pretekst o zapomnianych pieluchach, by zawrócić z drogi i znowu znaleźć się w mieszkaniu sam na sam z dzieckiem. Wtedy rozegrał się dramat. W mieszkaniu rozbiera dziecko. Ciska maleństwem o próg sypialni. Madzia traci przytomność, ale Waśniewska woli nie ryzykować. Z zimną krwią sięga po kocyk, zatyka nim nosek i usta dziewczynki i trzyma przez kilka minut - około czterech.

Zdaniem prokuratury Waśniewska działa z pełną premedytacją. Nie ma mowy o stresie. "Jej zachowania nie noszą cech działania w spiętrzeniu emocjonalnym lub o charakterze ostrej reakcji na stres" - czytamy w akcie oskarżenia. Katarzyna Waśniewska była przez cały czas "spokojna, opanowana, nawiązywała rzeczowy i logiczny kontakt werbalny, nie przejawiała oznak zdenerwowania bądź zaniepokojenia". Od początku zakładała, że będzie z policją i prokuraturą grać: "działała w sposób przemyślany i ukierunkowany na cel, jakim było uniknięcie konsekwencji związanych z pozbawieniem życia córki" - twierdzą śledczy.

Zakopała ciało

Przyszła kolej na ostatnią część planu - ukrycie zwłok i przekonanie ludzi, że Madzia została uprowadzona. Także i w tym przypadku prokuratura stoi na stanowisku, że nie ma w tych działaniach matki Madzi żadnego przypadku. Wszystko zostało wcześniej przemyślane.

Tuż po zabójstwie Katarzyna wysyła do Bartka SMS: "Kotku, kup trochę pieczarek, jak jesteś w sklepie, i napal w piecach, jak wrócisz, bo chyba będziesz szybciej niż ja, kocham cię". Jest godz. 16.14. Dwie minuty później wysyła także wiadomość do swego brata: "Dziecko właśnie się zbudziło i już wychodzę z domu".

Rzeczywiście z mieszkania Waśniewska wyszła z wózkiem ok. godz. 16.30. Ale to już były zwłoki dziecka. Poszła do pobliskiego parku. "Zgromadzony materiał dowodowy wskazuje, iż wcześniej dokonała wyboru miejsca, w którym zamierzała ukryć zwłoki swojej córki, a ponadto, poza posiadanymi wełnianymi rękawiczkami, zaopatrzyła się w rękawiczki robocze marki (...), mające ułatwić jej wykonanie tego zadania.

Często chodziła tam wcześniej na spacery, znała teren. Wiedziała doskonale, gdzie ukryje ciało" - czytamy w akcie oskarżenia. Zatrzymała się przy zrujnowanym budynku w parku Żeromskiego. Tam wykopała płytki dół. Owinęła ciało córki w kocyk i przysypała. Po wszystkim spokojnie sięgnęła do kieszeni i zapaliła papierosa. Niedopałek niedbale rzuciła nieopodal. Biegli wykryli na nim materiał genetyczny Katarzyny. Wszystko to zajęło jej, zdaniem prokuratury, nie więcej niż 5 minut.

Waśniewska szybko oddaliła się z parku z pustym już wózkiem. Kiedy dotarła do ul. Legionów, położyła się na ziemi i udała nieprzytomną. Całemu światu powiedziała, że jej córka została porwana.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki