Artur Wosztyl udzielił wywiadu "Gazecie Wyborczej". Pilot zasłania się tajemnicą śledztwa i nie chce jasno odpowiedzieć na pytanie, czy odradzał kolegom z Tu-154 lądowanie w Smoleńsku. - Informowałem o coraz gorszych warunkach, a te były poniżej minimum bezpieczeństwa - mówi bardzo ogólnie.
- To normalne, gdy dwie załogi wykonują lot na to samo lotnisko. Jeżeli zauważymy jakąś anomalię, silną turbulencję lub pogarszające się warunki meteorologiczne, informujemy o tym kolegów w powietrzu. Tak było też w tym wypadku - dodaje porucznik.
Rządowy Jak-40 wylądował w Smoleńsku o godzinie 7.22, czyli jeszcze przed startem Tu-154M z Warszawy. - Już wtedy warunki na lotnisku były trudne, poniżej minimum bezpieczeństwa, i ciągle się pogarszały. Mgła gęstniała, nie było widać chmur - relacjonuje Wosztyl.