Do tragedii doszło 13 września niedaleko miejscowości Wygonin w województwie pomorskim. Jak podaje tvn24.pl, dwa ciała znaleziono wewnątrz wraku, trzecie kilka metrów dalej. Wszystko wskazuje, że jedną z ofiar jest znany na Pomorzu boznesmen Krzysztof Mielewczyk, mąż posłanki PiS Doroty Arciszewskiej.
Jak podaje "Radio Gdańsk", informację, że Mielewczyk był na pokładzie, potwierdziła jego żona. Razem z nim w śmigłowcu Robinson 44 byli jego znajomy oraz zawodowy pilot. Mężczyźni lecieli z Borcza do Bydgoszczy. Krzysztof Milewczyk kupił śmigłowiec kilka miesiecy temu. Na terenie posiadłości w Borczu budował hangar, uczył się także pilotażu.
Do wypadku doszło się dwieście metrów od Domu Wczasów Dziecięcych w Wygoninie. Jak opowiadali świadkowie w rozmowie z "Radiem Gdańsk", śmigłowiec nagle zaczął tracić wysokość, spadł i zapalił się.
- Kiedy przyjechaliśmy na miejsce były już zgliszcza nie było kogo ratować, świadkowie twierdzą, że na chwilę przed katastrofą słyszeli jak przestał pracować silnik maszyny - powiedział Krzysztof Słomiński, naczelnik OSP w Starej Kiszewie w rozmowie z TV24.
Zobacz: Katastrofa śmigłowca w Wygoninie [WIDEO]
- Śmigłowiec uległ całkowitemu zniszczeniu. Szczątki są rozrzucone na powierzchni około tysiąca metrów kwadratowych. Z pewnością to, czego nie zniszczył upadek, zniszczył pożar - wyjaśnił komendant powiatowy straży pożarnej w Kościerzynie bryg. Tomasz Klinkosz w rozmowie z TVN24.
Przeczytaj: Katastrofa śmigłowca: Kim był Krzysztof Mielewczyk
- Kiedy przyjechaliśmy na miejsce były już zgliszcza nie było kogo ratować, świadkowie twierdzą, że na chwile przed katastrofą słyszeli jak przestał pracować silnik maszyny - powiedział Krzysztof Słomiński, naczelnik OSP w Starej Kiszewie.
Na miejscu pracowało osiem zastępów straży pożarnej.