- Maszyna traciła wysokość, potem leciała bardzo nisko, tuż nad drzewami. W pewnym momencie spadła. Musiała zahaczyć o korony drzew - mówią świadkowie tej katastrofy. Śmigłowiec zapalił się po zderzeniu z ziemią. Eksplozja była tak silna, że szczątki maszyny rozrzucone zostały na przestrzeni kilometra. - Nie wiemy, co było przyczyną tej katastrofy. Na miejscu zginęła cała załoga. Śmigłowcem leciały trzy osoby. Dwa ciała zostały znalezione w środku maszyny, a jedno poza nią - informuje mł. bryg. Wiesław Kiedrowicz, rzecznik prasowy straży pożarnej w Kościerzynie.
- Badamy przyczyny katastrofy. Na miejscu jest grupa dochodzeniowo-śledcza, prokurator oraz biegli medycyny sądowej - dodaje Piotr Kwidziński z policji w Kościerzynie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Katastrofa śmigłowca. Nie żyje mąż posłanki Arciszewskiej
W katastrofie zginął pomorski milioner Krzysztof Mielewczyk. Amerykański śmigłowiec Robinson R44 kupił trzy miesiące temu (taka maszyna kosztuje około 900 tys. zł). Mąż posłanki był jednym z najbogatszych ludzi na Pomorzu. Założył firmę Polskie Północne Pierze i Puch. Był udziałowcem spółki Easy.pl. Ostatnio budował hangar dla swojego helikoptera w swojej posiadłości w Borczu. Śmigłowiec stał się jego ulubioną zabawką. Dopiero uczył się latać. W piątek na pokład zabrał jeszcze swojego kolegę. Mieli lecieć z hotelu Mielewczyka w Borczu do Torunia.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Katastrofa śmigłowca w Wygoninie [WIDEO]
To kolejna katastrofa w rodzinie Doroty Arciszewskiej-Mielewczyk. Jej ojciec Eugeniusz Arciszewski, kapitan Żeglugi Wielkiej, zginął 8 lutego 1997 r. w katastrofie statku M/V "Leros Strength" w pobliżu wód terytorialnych Norwegii.