Prezydencki Tu-154M został dokładnie sprawdzony przez pirotechnika BOR i psa przeszkolonego do wykrywania materiałów wybuchowych. Badanie rozpoczęło się od tylnej części samolotu i skończyło w kokpicie – pies ani przy fotelach, ani w żadnym innym miejscu nie zasygnalizował obecności materiałów wybuchowych.
Andrzej Pawlikowski, szef BOR w latach 2006-2007 powiedział w rozmowie z gazetą że. "Biuro Ochrony Rządu ma kilka świetnie wyszkolonych owczarków niemieckich, wyuczonych do wykrywania materiałów wybuchowych" - Nie mogę wchodzić w szczegóły tresury tych psów, ale myślę, że wystarczy przytoczyć przykład, jak pracują. Widziałem to podczas pokazów, w których uczestniczyłem jako szef BOR - dodał Pawlikowski.
Były szef BOR opisał jeden z testów, które przechodził jeden z psów szkolony do wykrywania ładunków wybuchowych: "W pomieszczeniu umieszczono substancję wchodzącą w skład materiałów wybuchowych, a także inne przedmioty o silnym zapachu, m.in. perfumy i kiełbasę. Pies wykrył materiał wybuchowy, ignorując wszystkie inne zapachy. Precyzyjnie zaznaczył właściwe miejsce".
Biegli, którzy byli w Smoleńsku na przełomie września i października, badając m.in. szczątki wraku tupolewa oraz próbki ziemi w miejscu, w którym spadł samolot, za pomocą specjalistycznych urządzeń wykrylina wraku samolotu obecność substancji wchodzących w skład trotylu i nitrogliceryny.
Czytaj więcej: Antoni MACIEREWICZ: chcą, żebyśmy PRZESTALI MÓWIĆ O TROTYLU