Nasz trop jest zbieżny z informacjami dziennikarzy TVN24, że od jakiegoś czasu powtarzały się tam awarie automatycznego systemu przesuwania zwrotnic. Z dokumentów kolejowych, które ujawnili, wynika, że usterka na feralnym posterunku dyspozytora ruchu Starzyny pojawiła się o godzinie 20.40, czyli na 17 minut przed wypadkiem.
W dokumentacji odnotowano ją jako "Brak kontroli położenia rozjazdu nr 3/4 w położenie minus", co oznacza, że dyżurny powinien wyjść na zewnątrz i przestawić zwrotnicę ręcznie, ponieważ nie zadziałał system automatyczny. Kolejny alarmujący komunikat dyżurny powinien był odebrać o 20.48, na 9 minut przed katastrofą - głosi on, że wygasł sygnał zezwalający na jazdę pociągu.
Dlaczego dyspozytor Andrzej N. (57 l.) zignorował te ostrzeżenia? Wciąż nie można się tego dowiedzieć, bo psychiatrzy nie pozwalają jeszcze na jego przesłuchanie. - Dyspozytor ruchu o wszelkich nieprawidłowościach jest informowany na ekranie monitora. Nie wiem, dlaczego ten ze Starzyn nie widział komunikatów - mówi Jan Telecki (60 l.), dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Warszawie.
Dlaczego o awariach dowiadujemy się dopiero teraz? - Nikt nie ukrywał tej informacji, jest ona w dyspozycji prokuratury i państwowej komisji badania wypadków kolejowych - mówi Maciej Dutkiewicz, rzecznik prasowy Centrum Realizacji Inwestycji PKP SA.
I kolejna sprawa. Według naszych źródeł jest ślad, że maszynista pociągu TLK "Jan Brzechwa" przed czołowym zderzeniem zauważył, że znalazł się na torze kolizyjnym. Próbował włączyć radiowy system "RADIO-STOP" umożliwiający natychmiastowe wyhamowanie pociągów będących w zasięgu nadajnika. Jednak sygnał wysyłał na nieodpowiednim kanale.