A miejscowi ostrzegali, że to przeklęte miejsce... W 1945 roku bolszewicy zamordowali tu leśniczego i jego żonę. Zdzisław Krause (+54 l.) i jego małżonka Aleksandra (+54 l.) nie traktowali jednak poważnie tej opowieści. I sami padli ofiarą bandytów.
Dom stał na skraju lasu w Dobrzycy (woj. wielkopolskie). Tej marcowej nocy Zdzisław i Aleksandra spali głęboko. Nie słyszeli kroków dwóch mężczyzn. To Rafał S. (36 l.) i Michał K. (31 l.) zbliżali się do leśniczówki. Sądzili, że stoi pusta. Gdy weszli do środka, natknęli się na gospodarzy. Postanowili pozbyć się świadków, zaciągnęli małżonków do ich sypialni. - Zadali małżeństwu uderzenia nożem w klatkę piersiową, kark i szyję - mówi Magdalena Mazur-Prus z poznańskiej prokuratury. Po splądrowaniu leśniczówki (zabrali 3 sztuki broni myśliwskiej, amunicję oraz pieniądze) podpalili budynek, żeby zatrzeć za sobą ślady. Uciekli skodą leśniczego, porzucając ją potem i paląc.
Wczoraj ruszył proces morderców, którzy używają sztuczek, byle tylko ich nie skazano. Rafał S. zażądał zmiany obrońcy i prokurator nie odczytał nawet aktu oskarżenia. - Spodziewaliśmy się, że będzie grał na zwłokę. To go jednak nie uchroni przed karą - mówi Hubert Krause, który dla zabójców rodziców domaga się dożywocia.