Maksymilian po operacji wraca do zdrowia. Już niedługo wróci też do domu wraz z mamą Bernadettą Sołtysiak. - Jeszcze gdy byłam w ciąży, okazało się, że Maksiu ma wadę serca - opowiada nam pani Bernadetta.
- To był całkowity blok serca. Oznacza to, że przerwane jest przewodnictwo impulsów pomiędzy komorami a przedsionkami serca - tłumaczy Michał Buczyński z oddziału kardiochirurgii dziecięcej w GCZD w Katowicach, który przeprowadzał operację.
Jedynym ratunkiem dla Maksa był rozrusznik. Tyle że pacjent ważył raptem 1,5 kg. A na podobną operację z tak małym dzieckiem nie zdecydował się jeszcze nikt w Polsce. - To rutynowy zabieg u dorosłych, jednak u tak małych dzieci niesie z sobą spore ryzyko. Urządzenie, które trzeba wszczepić, jest naprawdę maleńkie - ma jakieś 3 cm na 3 cm, jednak przy tak maleńkim pacjencie to urządzenie jawi się jak monstrum - mówi dr Jacek Pająk, kierownik oddziału kardiochirurgii dziecięcej w GCZD w Katowicach.
Maksymilianowi naszyto na serduszko silikonowe elektrody. Natomiast moduł kontrolny z baterią trafił w "kieszonkę" w skórze maleństwa na brzuszku. - Stymuluje pracę serca na 120 uderzeń na minutę, jeśli dziecko będzie podejmowało wysiłek, urządzenie rozpozna to i przyśpieszy odpowiednio pracę serca - tłumaczy działanie rozrusznika Michał Buczyński. Teraz Maksymilian będzie się rozwijał prawidłowo. Już nabrał lepszego apetytu i przybiera na wadze. Co jakiś czas będzie oczywiście musiał przyjechać do szpitala w katowickiej Ligocie na kontrolne badania. Natomiast za dwa do czterech lat przejdzie kolejny zabieg - trzeba będzie wymienić moduł sterujący rozrusznika, bo jego bateria się wyczerpie.
Zobacz: Katowice. 3-miesięcznemu Maksymilianowi wszczepiono rozrusznik serca