Luksusowe osiedle Migota Park w Katowicach, jedno z tych, do których naprawdę trudno się dostać. Ogrodzone, ochroniarze przy bramie. Adam i Anita mogli czuć się tu bezpiecznie. Tak było do wtorku. Tego dnia o godz. 20 wszystko się zmieniło.
- Rozległo się walenie do drzwi. Gdy mój chłopak uchylił drzwi, zobaczył faceta w kominiarce. Wystraszył się i próbował zamknąć drzwi. Wtedy do mieszkania wpadły granaty hukowe. Ja w tym czasie w panice wybiegłam na balkon, a tam zobaczyłam kilku mężczyzn mierzących we mnie z karabinów. Dopiero wtedy zobaczyłam, że to policja - opowiada 24-letnia kobieta.
To był początek dramatu. Adam ustąpił i puścił drzwi. Wtedy antyterroryści wdarli się do mieszkania i powalili na ziemię oboje lokatorów. - Przywalili mi głową w podłogę, złamali ząb. Mojego partnera powaliło na ziemię pięciu ludzi, a szósty go kopał po głowie - opowiada kobieta. - Dopiero po kilku minutach okładania, niezwykle brutalnego, jak w amoku, poprosili o dowód osobisty mojego chłopaka. Wyszło, że chodzi o kogoś innego - dodaje pobita.
Policja zaczęła szukać swojego celu. Zawinęła kolejnego mężczyznę mieszkającego piętro wyżej, ale to także okazało się pomyłką. Dopiero wejście do trzeciego mieszkania okazało się dobrym strzałem - tam wreszcie zatrzymano poszukiwanego złodzieja samochodów. Policja przyznaje się do wpadki, ma zapłacić za wyrządzone szkody, ale dla brutalnie potraktowanych mieszkańców Katowic to żadna pociecha. - Będziemy się domagać odszkodowania za tę "pomyłkę", zostaliśmy brutalnie potraktowani, a nasze nowe mieszkanie jest zniszczone. Na pewno nie będzie z naszej strony ugody. Nie będziemy z policją rozmawiać. Teraz będą to robić za nas nasi prawnicy. Poza tym takich policjantów powinno się badać psychologicznie co miesiąc, czy mogą brać udział w podobnych akcjach. Ich brutalność była zupełnie nieuzasadniona - mówi kobieta.
Dane poszkodowanych zostały zmienione
Podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy śląskiej policji: Przepraszamy
Chciałbym wyrazić szczere ubolewanie z powodu tego, co się stało. To nasza wina i nie zamierzamy się uchylać od odpowiedzialności ani też na nikogo innego nie zrzucamy winy. Pokryjemy wszelkie straty, jakie spowodowaliśmy.
Policja myli się często, a odszkodowania za szkody są śmieszne
Wpadki policjantów to efekt braku dobrego rozpoznania, nic jednak nie powinno tłumaczyć brutalnego zachowania antyterrorystów
W 2007 roku antyterroryści przez pomyłkę wkroczyli do gospodarstwa pod Lublinem. Rodzinę, w tym dwójkę maturzystów i studentkę, zakuto w kajdanki i wepchnięto do radiowozu. Sąd przyznał rodzinie po 5 tys. zł odszkodowania. Uznano, że policjanci nie przekroczyli uprawnień.
W marcu 2010 roku łódzcy antyterroryści wpadli do mieszkania Małgorzaty Malinowskiej (41 l.). Wyważyli drzwi i do środka wrzucili granat hukowy. W środku oprócz pani Małgorzaty była jeszcze jej dorastająca córka. Obie zostały powalone na ziemię. Sąd przyznał jej 9 tys. zł odszkodowania.
Również w marcu 2010 roku o 5 rano antyterroryści wkroczyli do mieszkania państwa Ziółkowskich w Wołominie. Wyważyli drzwi i poturbowali znajdujących się tam małżonków - mężczyznę uderzyli pistoletem w głowę, kobiecie połamali żebra. W środku była też dwójka dzieci, w tym 9-miesięczny chłopiec. Jego 14-letniemu bratu kazali podnieść ręce do góry.
W grudniu 2011 roku antyterroryści w kominiarkach i z bronią omyłkowo wkroczyli do mieszkania w Bydgoszczy, gdzie mieszkało małżeństwo z roczną córeczką. Przestrzelili zamek i wbiegli do środka, szukając narkotykowych dilerów.