Do tej pory za posiadanie najmniejszej ilości narkotyków groziło więzienie. Dochodziło nawet do sytuacji, że zdarzały się oskarżenia o "posiadanie narkotyku w sobie", bo ktoś wypalił skręta. 60 proc. osób skazanych za posiadanie narkotyków to zresztą palacze trawki. Dilerzy często pozostawali bezkarni.
Resort, kierowany przez Andrzeja Czumę, chce to zmienić. Po pierwsze - jak informuje "Gazeta Wyborcza" - ministerstwo planuje odstąpić od karania za posiadanie małej ilości narkotyków. Ma to rozbić relacje między sprzedającymi a kupującymi. Po drugie, będą większe kary dla dilerów. Za handlowanie narkotykami groziłoby od dwóch do nawet 11 lat więzienia.
Wszystkich, którzy już ucieszyli się z planowanej nowelizacji i zniesienia kar za posiadanie narkotyków, jednak ostrzegamy. - Dajemy prokuratorom taką możliwość, mogą z niej korzystać, ale nie muszą - tłumaczy w rozmowie z "GW" sekretarz stanu w MS Krzysztof Kwiatkowski. Śledczy odstąpią od kary tylko wtedy, gdy karanie byłoby "niecelowe ze względu na okoliczności popełnienia czynu, a także stopień jego społecznej szkodliwości".
Lex retro non agit - prawo nie działa wstecz, więc poseł PO Cezary Atamańczuk z pewnością żałuje, że resort sprawiedliwości nie forsował nowego prawa rok temu, gdy w prowadzonym przez niego samochodzie znaleziono marihuanę, amfetaminę i ecstasy. Wówczas mógłby zasiąść w sejmowych ławach bez większego rozgłosu.