- Musimy się umówić, czy walczymy na kamienie, czy walczymy inaczej. Jeśli na kamienie, to musimy wezwać do tego drugą stronę i zobaczymy, kto tu zwycięży. Ja bym Tuskowi to proponował, organizujemy się przeciwko tym szaleńcom, tym anarchistom! - krzyczał Wałęsa.
To jego kolejny popis w ciągu ostatnich dni. W piątek Wałęsa wziął udział w kongresie Libertasu. Pokrętnie oświadczył, że choć nie popiera tej partii, to... zgadza się z jej szefem Declanem Ganleyem. - Wałęsa znów był za, a nawet przeciw - śmiali się oponenci byłego prezydenta, przypominając, że tuż przed wylotem do Rzymu wygłosił płomienne przemówienie na kongresie Europejskiej Partii Ludowej. Po powrocie do Polski Wałęsa przyznał, że za udział w kongresie zainkasował pokaźną gażę. - Z czegoś przecież muszę żyć - tłumaczył. To tylko dolało oliwy do ognia. Nawet wieloletni przyjaciele byłego prezydenta mówili wprost: "Wstydziliśmy się za niego". Oponenci też nie zostawili na nim suchej nitki. - Błazenada, nieporozumienie, polityczne samobójstwo - to tylko niektóre z epitetów, które poleciały pod adresem legendy Solidarności.
Zareagował również francuski MSZ. Minister Bernard Kouchner przyznał, że jest zasmucony udziałem Wałęsy w kongresie eurosceptycznej partii. Sam zainteresowany nie przejął się głosami krytyki. W zamian zaserwował nam wszystkim kolejną dawkę kompromitacji.