Mężczyźni zostali zatrzymani w wyniku działań specjalnego zespołu powołanego przez komendanta wojewódzkiego policji w Krakowie. W poniedziałek o świcie antyterroryści wpadli do mieszkań zwyroli, aby siłą doprowadzić ich przed oblicze prokuratora. Dwaj usłyszeli zarzuty związane z zabójstwem i trafili do tymczasowego aresztu, dwaj inni zostali przesłuchani w charakterze świadków.
- Ale to dopiero początek - mówi Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Bo śledczy poszukują kolejnych kiboli, którzy brali udział w napadzie. Ich zatrzymanie to tylko kwestia czasu.
To się zdarzyło 30 stycznia wieczorem na krakowskim Prokocimiu. Według świadków Miłosz (+18 l.) i dwaj jego koledzy zostali napadnięci przez grupę zamaskowanych osiłków uzbrojonych w siekiery i maczety. Miłosz nie zdołał uciec. Osaczyło go kilku bandziorów i zaczęła się krwawa egzekucja. Chłopak trafił do szpitala w krytycznym stanie. Zmarł po dwóch dniach. Jak wkrótce ustaliła policja, jego śmierć była wynikiem porachunków pseudokibiców Wisły i Cracovii.
Kilka dni po tragedii zabrał głos ojciec Miłosza. W dramatycznym apelu prosił przyjaciół syna, aby nie szukali zemsty. - Ten apel napisałem z potrzeby serca. Nie popieram rozwiązań typu "oko za oko". Apelowałem o to, by nie szukać zemsty, bo wiem, jak mogłoby się to skończyć - tłumaczy Rafał B. I dodaje, że nie spocznie, dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona, a winni sprawiedliwie ukarani. - To ostatnia rzecz, jaką możemy zrobić dla Miłosza - mówi.
ZOBACZ TAKŻE: Groził sędzi, że ją ZGWAŁCI i ZABIJE, a jej dzieci "sprzeda do burdelu". Jest wyrok