Do wypadku doszło w sobotę rano, niedaleko miejscowości Kicko w woj. zachodniopomorskim.
- To było najgorsze przeżycie w moim życiu - opowiada pani Teresa Gazda (51l.), jedna z rannych pasażerek. - Widziałam ciężarówkę, która jechała z naprzeciwka. Jechała bardzo szybko! W pewnym momencie usłyszałam straszny huk! Potem na moment zrobiło się cicho. A później każdy zaczął krzyczeć...
Już po kilku minutach na miejscu wypadku pojawili się mieszkańcy okolicznych miejscowości. Przybiegli zaalarmowani hałasem. Kto żyw rzucił się pomagać ofiarom wypadku. Zaczęto wynosić rannych z autobusu.
- To było coś niesamowitego! Ci ludzie nas pocieszali, oferowali wodę i pomoc. Ktoś chciał zadzwonić w moim imieniu do rodziny, by przekazać jej, że ze mną wszystko w porządku! - opowiada pan Marcin, który z wypadku wyszedł niemal bez szwanku.
Po kilkunastu minutach na miejscu tragedii byli już strażacy i ratownicy. Ustawiono specjalne namioty.
Do szpitala trafili wszyscy pasażerowie autobusu. Na szczęście dłużej w szpitalu pozostało tylko 25 osób, w tym dwoje dzieci. Większość z urazami głowy, nóg i rąk, połamanymi żebrami. W ciężkim stanie jest kilka osób, ale według lekarzy wszystkie ofiary są stabilne. Najciężej ranny został kierowca autobusu. Mężczyzna stracił nogę.
Wszystkie dotychczasowe ustalenie wskazują, że sprawcą wypadku był 25-letni kierowca tira. Jechał za szybko, ścinał zakręty, a na dodatek nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Zdaniem policji w ogóle nie mógł w tym dniu prowadzić ciężarówki. Według przepisów powinien odpoczywać po innym, wcześniejszym kursie.
Kierowca tira usłyszał już zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Grozi mu za to do 5 lat pozbawienia wolności.
- Żyjemy! Wszyscy żyjemy! I to jest najważniejsze - mówi pani Teresa Gazda (51 l.).