Gdy po kilkunastu godzinach od włamania wpadli w ręce policji, ze smakowitego łupu zostało jedynie 6 kilogramów niedojedzonych ochłapów.
- Resztę spałaszowaliśmy - oświadczyli, wycierając rękami tłuste jeszcze gęby. Kiełbasożercy głaszczący się po swoich zapadłych brzuchach w niczym nie przypominają ludzi zdolnych do takiej wielkiej wyżerki. Ale pozory mylą.
Przebijające spod skóry żebra, suche rączki i bicepsy małe jak u sześciolatka potwierdzają, że obaj złodziejaszkowie zbyt często nie jedzą do syta. Może dlatego tak żarłocznie potraktowali swój łup.
Śliniąc się i oblizując zgłodniałymi jęzorami, w środku nocy ruszyli do masarni. Pachnące kiełbasy, szynki i wędzone schaby, polędwica i boczek zawładnęły nimi do reszty. Tylko cudem nie przejedli się na śmierć.
Skok chudzielców po kiełbasy zauważyli rano pracownicy firmy. Policjanci nie mieli większych problemów z trafieniem do rabusiów. W domu Patryka T. znaleźli plecak wypełniony pachnącym na całe mieszkanie jedzeniem. Ale udało się odzyskać jedynie 6 kilogramów wędlin. Młodzieńcy nie ukrywali, że to oni są kiełbasianymi rabusiami. - Zjedliśmy wszystko, tylko tyle zostało - z miną niewiniątek przyznali policjantom.
Ci jednak nie wierzą chudzielcom i szukają, gdzie złodzieje upłynnili łup. Za kradzież z włamaniem grozi 10 lat więzienia.