Skoro znalazł pan zgubioną przez kogoś rzecz, powinien pan niezwłocznie zawiadomić o tym tę osobę . W tym wypadku sąsiadkę. Tylko wtedy przysługuje znaleźne. Już sam fakt, że pan zwleka, zastanawiając się nad wysokością znaleźnego, jest niezgodny z prawem. Sąsiadka w tym czasie pewnie zgłosiła zagubienie dokumentów i może nawet rozpoczęła już procedurę wyrabiania nowych. Nawet gdyby wewnątrz nie było dokumentów wskazujących na właściciela, nie mógłby pan zatrzymać portfela. Istnieje bowiem także niezwłoczny obowiązek powiadomienia o znalezisku odpowiedniej instytucji - tutaj policji, ponieważ portfel zawiera dokumenty. Gdyby znalazł go pan, np. w pociągu, należałoby go oddać kierownikowi pociągu, jeśli w autobusie - kierowcy, jeżeli w sklepie - kierownikowi sklepu (odpowiednio, zarządcy środka transportu lub budynku publicznego). Ale w takich przypadkach, znaleźne nie przysługuje.
Ponieważ pan znalazł portfel "obok samochodu", może pan żądać od właścicielki znaleźnego w wysokości 10 proc. jego wartości. Stanowią ją nie tylko pieniądze, ale i wartość (rynkowa) samego portfela, jeśli jakąkolwiek przedstawia. Bezsporna kwota znaleźnego w tym wypadku to 60 złotych (w portfelu znajduje się "około 600 złotych").
Kwoty tej może pan otwarcie zażądać od sąsiadki najpóźniej w chwili przekazywania jej portfela. Jeśli pan tego nie zrobi, licząc, np. że kobieta sama się domyśli w odruchu wdzięczności, a to nie nastąpi, nie może pan później wysuwać wobec niej żadnych roszczeń. Jeśli sąsiadka w chwili odbioru portfela odmówi wypłaty stosownej kwoty, może pan dochodzić jej przed sądem. Najlepiej więc oddawać znalezioną rzecz przy świadku, który potem potwierdzi ten fakt przed sądem. Co do pomysłu, aby uzależnić oddanie części znalezionych rzeczy od wypłaty znaleźnego, jest on po prostu niezgodny z prawem.
Podstawa prawna:
art. 183 par. 1 k.c.
art. 184 k.c.
art. 186 k.c.