Pelagia Cyba zna Ryszarda C. jak mało kto. Przez lata była jego macochą. Jego ojca Bolesława poznała przypadkiem. On stracił żonę. Ona wcześnie została wdową. - Pracował w hucie. To był dobry, spokojny i porządny człowiek. Szybko wzięliśmy ślub - opowiada pani Pelagia. Młody Rysiek chodził wtedy do podstawówki. - Zamieszkali u mnie w domku. Wychowywałam go - opowiada staruszka.
Przeczytaj koniecznie: Ryszard C., morderca z Łodzi: Miałem 49 naboi. Żałuję, że wystrzeliłem tylko 8
O przybranym synu nie ma jednak najlepszego zdania. - Za babami latał, co trochę by się żenił. Do roboty też jakoś tak się nie garnął. W hucie przepracował raptem trzy lata, po skończeniu zawodówki. Potem wyjechał do Ameryki. A jak stamtąd wrócił, to jakby jakiś głupszy był. Przywiózł trochę pieniędzy i muchy w nosie - ucina. Po powrocie z zagranicznych saksów Ryszard C. wybudował dom w Częstochowie, wyprowadził się od ojca i przybranej matki. Rzadko ich odwiedzał.
- Miał żal, że ja z jego ojcem stale mu radziliśmy, żeby skończył z tymi babami - dodaje pani Pelagia. Kobieta zupełnie nie wie, skąd u pasierba wzięła się ta polityka. - Nigdy o niej nie mówił. Ale za to, co zrobił, musi ponieść surową karę. Dzięki Bogu, że nie pozabijał więcej ludzi - mówi macocha. Przekonuje, że w młodości nie był porywczym człowiekiem.
- Choć pamiętam taką sytuację, że omal własnego ojca nie pobił. Dawno temu to było - wspomina. Jak się dowiedzieliśmy, Ryszard C. ma dwoje dorosłych dzieci - córkę Ewę i syna Krzysztofa. Mimo że oboje mieszkają w Częstochowie, nie mieli z ojcem bliskiego kontaktu.
Wczoraj zaś konferencję zwołał jeden z pasierbów Ryszarda C., policjant z częstochowskiej komendy miejskiej. Przekonywał, że od wielu lat nie utrzymywał kontaktów z byłym ojczymem. Poprosił, by nie łączyć jego obecnej rodziny z tą tragiczną sprawą.
Patrz też: Ryszard C. najpierw chciał zabić Leszka Millera. Wszystko mu jedno, bo jest chory na raka?