Cztery lata temu Pawlikowie stracili serce do swojego starego forda escorta o numerach rejestracyjnych ZK 29448. Mieli dość ciągłych napraw i oddali go na złom. Otrzymali dokumenty świadczące o wyrejestrowaniu auta, unieważnieniu dowodu i tablic.
Zapomnieliby o gruchocie, gdyby nie... mandaty, które przychodzą na ich adres. Strażnicy z różnych gmin w Polsce przysyłają Pawlikom zdjęcia z fotoradarów, bo widoczne jest na nich auto o tych samych numerach rejestracyjnych, które miał ich ford. Dostali już 10 takich mandatów!
- Strażników nie obchodzi, że na zdjęciach jest KIA, a my mieliśmy forda escorta. Nie wiem, może w ogóle ich nie oglądają. Nie porównują z nimi danych wynikających z rejestracji auta. Nikomu nie chce się też przyjrzeć samym tablicom. Owszem litery i cyfry zgadzają się z tymi, jakie mieliśmy, ale mają inny kształt - mówi Emilia Pawlik.
- To albo fałszywka, albo tablica rejestracyjna z obcego państwa. Na pewno nie naszego samochodu, bo on już nie istnieje - dodaje.
Kobieta ma już dość tłumaczenia się strażnikom, dzwonienia, przekonywania. - To nic nie daje, wciąż dostajemy mandaty za rzekome przekroczenie prędkości - rozkłada ręce. - Ostatnio z Kęsowa w woj. kujawsko-pomorskim. Nigdy tam nie byliśmy. Oboje pracujemy, mąż za granicą. Boimy się, że w końcu komornik wejdzie nam na konto, bo nie płacimy tych mandatów - żali się.
Pawlikowie wynajęli więc prawnika, może on przekona strażników gminnych, że małżonkowie nie są właścicielami auta zombi, które za nic sobie ma ograniczenia prędkości...