Marek W. znany był mieszkańcom Nowej Soli jako "Kobra". Mężczyzna jest synem szanowanej miejscowej nauczycielki oraz wpływowego przez lata prokuratora, przez co uknuło się przekonanie, że jego czyny uchodzić mu będą bezkarnie. Sam twierdził, że ma w kieszeni policję oraz prokuraturę. Nie jest wiadome, na czym mężczyzna zbił swój pierwszy milion złotych (nieoficjalnie spekuluje się, że na przemycie papierosów). Następnie majątek pomnożył poprzez inwestycje w nieruchomości wszelkiego typu.
Był zagorzałym miłośnikiem safari i polowania na dzikie zwierzęta w Afryce. Gdy sześć lat temu po raz pierwszy zatrzymali go funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego, w trakcie jazdy swoim ferrari, był pewien, że chodzi o jego nielegalne polowania na nosorożce. Jego majątek był wówczas wart około 40 milionów złotych.
Jego zatrzymanie miało związek z szokującymi oskarżeniami zatrudnionych przez niego osób, którym urządzał piekło na ziemi (WIĘCEJ W LINKU PONIŻEJ)
Polski milioner-SADYSTA. Gwałcił, groził śmiercią dzieci, kazał biegać nago [SZCZEGÓŁY]
Po aresztowaniu mężczyzna wpłacił kaucję i rozpoczął swoją grę z prokuraturą. W wyjściu pomóc miała mu opinia biegłych, którzy orzekli u niego zaburzenia lękowe. Przyznał się wówczas do niewłaściwych zachowań względem 25 pracowników, ale motywował to stresem. Przystał na karę 1,5 roku pozbawienia wolności po czym zaangażował w swoją sprawę prawników. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", wezwanie do odbycia kary wystawia sąd w mieście, gdzie zameldowany jest skazany, Tymczasem milioner rozpoczyna wówczas swoją wędrówkę po całej Polsce i regularnie zmienia miejsca zamieszkania. Ostatecznie po jakimś czasie prawnicy mężczyzny przekonują sąd, że ich klient się zmienił i zawieszają mu wykonanie kary.
Gdy "Kobra" zostaje skazany w innej sprawie (za gwałty na dwóch pracownicach), jego obrońcy złożyli apelację a on zaczyna masowo wysyłać zwolnienia lekarskie do sądu (wyrok wciąż nie jest prawomocny). Dodatkowo w grudniu 2017 roku dochodzi mu wyrok 5 lat więzienia za wyłudzenia unijnych dopłat. Wówczas zostaje za nim wystawiony list gończy przez sąd w Zielonej Górze. Gdy jednak policjanci z Poznania, którzy wpadli na jego ślad, zaapelowali o wystosowanie europejskiego nakazu aresztowania, tamtejszy sędzia odmówił a niedługo potem w ogóle wycofał list gończy.
Ostatecznie policjanci z Poznania nie poddali się jednak i w związku z inną sprawą zdobyli europejski nakaz aresztowania z innego sądu. Wieści na ten temat miały dotrzeć do milionera, który wrócił do Polski i zaczął się ukrywać (zapuścił m.in. brodę i długie włosy). Rzecznik wielkopolskiej policji, Andrzej Borowiak zdradził "GW": - Zmienił wygląd, zerwał kontakty z rodziną i znajomymi. Nosił okulary, czapkę komin na szyi, który zaciągał na twarz tak, że było widać tylko oczy. W jednym z wielkopolskich miast zamówił taksówkę i przejechał nią jedynie 200 metrów. Prawdopodobnie chciał sprawdzić, czy nie jest śledzony.
Jak zatem wpadł "Kobra"? Otóż zdradziły go jego fobie, takie jak np. chodzenie po chodniku tak, aby stopy nie dotykały krawędzi płyt chodnikowych lub też przechodzenie przez jezdnię zawsze obok pasów. Jak zdradził jeden z policjantów: - Marek W. miał fobię na punkcie cyfry dwa. Bał się jej, zakazał posługiwania się nią we własnej firmie. A tak się złożyło, że zatrzymaliśmy go 22 lutego o godzinie 2. Taki przypadek...