Było popołudnie, gdy klacz Krysia (14 l.) podgryzała z synkiem Tadziem (1 r.) trawę. Źrebak brykał, parskał, zamiatał ogonem. Nagle pognał do lasu. Po minucie wyskoczył z zarośli jak postrzelony. Wierzgał, zaczął się dusić, charczeć, aż padł nieżywy. Matka stała nad nim, smutno parskając. - Zagryzły go szerszenie. Na skórze widać kilkadziesiąt ran po ukąszeniach. To nie pierwszy taki przypadek. Kiedyś zabiły mi warchlaka. Boję się wchodzić do lasu i innym odradzam. Te potwory atakują każdego intruza - mówi Wiesław C. (59 l.), właściciel koni.
None