- 10 kwietnia 2010 roku, sobota rano...
Klara Gęsicka: - Spałam i obudził mnie dziadek, tata mojej mamy. Była kiepska jakość połączenia. Zrozumiałam tylko, że pyta, czy mama była w samolocie. Potwierdziłam, na co dziadek stwierdził: "no to nie żyje". Nie dotarł do mnie sens tych słów, odruchowo zapytałam: "kto nie żyje?". Dziadek odparł, że "oni wszyscy". Chyba nie potraktowałam tego serio.
- Jak wiadomość o śmierci babci przyjął pani 11-letni syn?
- Kiedy przybiegł do pokoju, kiedy włączyłam telewizor, on już wiedział. Słyszał moją rozmowę. Staliśmy razem i płakaliśmy... Mateusz bał się lotów samolotem, a na czerwiec mieliśmy już wykupioną wycieczkę, która zakładała lot samolotem. I podczas świąt wielkanocnych moja mama siadła z nim i tłumaczyła, że ona nieustannie lata, samoloty są bezpieczne, nic jej się nie stało i nie może stać. To go uspokoiło.