- Jeżeli Klich zostanie zdymisjonowany lub odejdzie, to będzie jak ukamienowanie! Ludzie stwierdzą, że to on odpowiada za katastrofę smoleńską - mówili nam jeszcze przed publikacją raportu politycy PO.
Co więcej, przez prawie 1,5 roku po katastrofie Klich nawet nie wspomniał o swojej dymisji. Bronił się konsekwentnie. A gdy już stwierdził, że odchodzi z resortu, to uzasadniał, że za... niewinność.
- Zdecydowałem się to uczynić teraz, ponieważ teraz nikt nie będzie mógł powiedzieć, że w tej trudnej sytuacji zabrakło mi odwagi. Czekałem na raport, który potwierdził, że minister obrony narodowej w żaden sposób nie uczestniczył w procesie przygotowywania, organizowania i przeprowadzania tego tragicznego lotu 10 kwietnia do Smoleńska - tłumaczył Klich swoją decyzję.
Minister dostanie odprawę, bo mu się należy
- Zdecydowałem się na ten krok, gdyż uważam, że tak być powinno, że mógłbym być niepotrzebnym obciążeniem przy wprowadzaniu niezbędnych rekomendacji ze względu na swoje emocjonalne związki z armią - argumentował.
Nie musi jednak się martwić, że wyląduje na bruku. Bo z ustawy o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe jasno wynika, że dostanie odprawę.
- To dla mnie jasne. Odprawa mu się należy - potwierdza nam europoseł SLD Janusz Zemke (62 l.), były wiceminister obrony narodowej.
Pieniądze na kampanię?
Wysokość tej odprawy regulują przepisy. Z racji tego, że minister rządził wojskiem prawie 4 lata, może liczyć na trzy miesięczne pensje. W resorcie zarabiał około 15 tysięcy złotych. Łatwo obliczyć, że otrzyma 45 tys. zł brutto. Przez najbliższe miesiące nie musi się martwić o swoją przyszłość. Będzie mógł się lepiej przygotować do startu w wyborach do parlamentu. Klich chce bowiem zostać senatorem z Krakowa.