Z ekspertyzy specjalistów Insytutu Ekspertyz Sądowych, do której dotarła "Rzeczpospolita" wynika, że ostatnie minuty lotu tu-154M mogły wyglądać zupełnie inaczej niż dotychczas myślano. Raport końcowy MAK i komisja Millera przypisały drugi głos generałowi Błasikowi. Według Rosjan dowódca Sił Powietrznych do momentu katastrofy był w kabinie pilotów i naciskał na załogę, by lądować.
Teraz okazuje się, że zarejestrowany przez czarne skrzynki drugi głos należał do drugiego pilota, majora Roberta Grzywny. Pułkownika Edmunda Klicha, byłego akredytowanego przy MAK wyniki badań biegłych od fonoskopii nie przekonują. W rozmowie z radiem RMF FM Klich dalej podtrzymuje tezę o obecności Błasika w kabinie pilotów i wywieraniu presji na załogę.
Według Klicha dowodem na obecność szefa Sił Powietrznych w kokpicie ma być ułożenie jego ciała w chwili śmierci. Zwłoki generała znaleziono w kokpicie obok ciała nawigatora. W tej kwestii Klich wierzy Rosjanom.
- Rosjanie mówili nawet, że nie był przypasany, że stał w tej kabinie, bo tak oceniono na podstawie obrażeń, więc w kabinie był. To, że nie ma głosu, to nie znaczy, że nie był w kabinie. Dla mnie to nie ma większego znaczenia - zaznacza płk Edmund Klich.
KLICH wierzy Rosjanom: Gen. BŁASIK był w KOKPICIE. Dowód - ZWŁOKI BŁASIKA obok ciała nawigatora
Z najnowszych ustaleń biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie wynika, że zarejestrowany przez czarne skrzynki "drugi głos" w kabinie pilotów Tu-154M należał nie do generała Andrzeja Błasika, ale do drugiego pilota, majora Roberta Grzywny. Czy może to oznaczać, że gen. Błasika w ogóle nie było w kokpicie w momencie katastrofy? Płk Edmund Klich, były akredytowany przy MAK, jest przekonany, że dowódca Sił Powietrznych był w kabinie pilotów.