Prokuratura Okręgowa w Gliwicach, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, nie chce potwierdzić tych faktów ujawnionych właśnie przez "Gazetę Wyborczą". - Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam - ucina wszelkie pytania Piotr Żak, rzecznik prasowy prokuratury, powołując się na dobro śledztwa. Wiadomo jednak, że śledczy dysponują zarówno wynikami analiz toksykologicznych, jak i badań na obecność alkoholu we krwi ofiary.
Tragedia wydarzyła się niemal trzy tygodnie temu na stadionie Concordii Knurów w czasie meczu z Ruchem Radzionków. Dawid D. zginął po tym, jak wraz z innymi kibicami wtargnął na murawę stadionu. Policjanci, którzy zabezpieczali imprezę, otworzyli ogień z broni gładkolufowej. Jedna z wystrzelonych gumowych kul trafiła chłopaka w okolice szyi. Zmarł w miejscowym szpitalu w trakcie reanimacji.
Jego śmierć wywołała wrzenie w całym mieście. Przez kilka dni kibole atakowali komisariat policji. W stronę budynku leciały kamienie, butelki i koktajle Mołotowa. - Mordercy! Mordercy! - krzyczeli kibole w stronę umundurowanych.
Uspokojenie nastrojów nastąpiło dopiero po pogrzebie Dawida D., choć sam pogrzeb miejscowi i przyjezdni kibole - było ich około tysiąca z różnych stron Polski - zamienili w racowisko. Byli wśród nich także kibice Ruchu Radzionków - tego samego klubu, którego zwolenników próbowali zaatakować podczas meczu fani Concordii.
Do dziś policjantom udało się zidentyfikować kilkudziesięciu uczestników zadym. Dwóch z nich zostało aresztowanych. Pozostali zostali ukarani grzywnami, muszą też meldować się na komisariatach policji.
Zobacz też: Kim był Dawid D., kibic który zginął w Knurowie?