Ten Griswold po prostu nie dostał dorocznej premii, a już te - jeszcze wirtualne - pieniądze zainwestował w basen. A nasi ministrowie? Nie dosłyszeli, że już pieniędzy w 2008 nie mają - i miliardy na potrzeby policji i wojska wydali. Tyle że Griswold porwał swojego szefa i... premię wymusił. A kogo mieliby porwać - Schetyna z Klichem?
A szwagier? Zupełnie przybity! Siostra moja, a jego żona kartę kredytową wyczyściła do cna, bo szwagrowi szef premię obiecał. A kryzys jest i nie dał. I teraz szwagier dług spłacać musi - z tego, co w tym roku zarobi. Podobnie - Schetyna i Klich - choć ci nie ze swoich pieniędzy. Może trzeba jednak wziąć przykład z Griswolda i porwać... Ale kogo?