Sebastian W. (30 l.) od dawna chciał wytępić szczury pleniące się w piwnicy.
A że w domu nigdy się nie przelewało, mężczyzna postanowił zaoszczędzić i wziąć od znajomego trutkę. Nie przeczytał ulotki, więc nie wiedział, że ten preparat powinno się stosować tylko i wyłącznie w elewatorach na zboże i że trucizna w połączeniu z wilgocią wytwarza śmiertelnie niebezpieczny fosforowodór.
Kiedy w sobotę wieczorem wysypywał pół kilo trutki w piwnicy, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ryzykuje życie swoje i ukochanej rodziny. Toksyczne opary zaczęły działać już w nocy. Malutki Tymoteusz wymiotował. Pan Sebastian i jego żona mieli zwroty głowy. Najstarsza córka Emilka (7 l.) i jej brat bliźniak Szymon skarżyli się na straszne bóle. A Wiktoria (2 l.) nie przestawała płakać. W końcu wezwali pogotowie. Na ratunek dla Tymoteusza było jednak już za późno. Jego organizm był zbyt delikatny, by przeżyć kontakt z trucizną.
Rodzice chłopca już doszli do zdrowia. Rodzeństwo jeszcze przebywa w szpitalu w Olsztynie. Strażacy z jednostki przeciwchemicznej zabezpieczyli dom nasączony trucizną. Prokurator, który bada sprawę zatrucia, zdecydował, że dopiero jutro będzie można bezpiecznie wejść do pomieszczeń.