Kolejne godziny intensywnych poszukiwań Ewy Tylman nie przynoszą rezultatów. Młoda kobieta zaginęła tydzień temu w nocy z niedzieli na poniedziałek. Wyszła z nocnego klubu z firmowego spotkania integracyjnego i ślad po niej zaginął. Wszystko działo się w centrum Poznania. - Z mojego doświadczenia wynika, że szukamy już osoby martwej - przyznaje szczerze Krzysztof Rutkowski, który na prośbę rodziny zaangażował się w poszukiwania Ewy. Kobieta miała jechać do domu taksówką, ale zmieniła zdanie i z kolegą postanowiła wrócić do domu autobusem. Po godz. 3 w nocy kamera monitoringu zarejestrowała parę idącą ul. Mostową. Mężczyzna obejmował Ewę, która szła chwiejnym krokiem. Wiadomo, że o godz. 3.18 znalazła się na moście Rocha. Była już sama. Zdaniem detektywa Rutkowskiego mężczyzna w niebieskiej kurtce jest mocno podejrzany. - Kolega, który jako ostatni szedł z Ewą, o godz. 4.00 wykonuje połączenie telefoniczne. Podczas rozmowy wygląda na przerażonego - nagrał to monitoring stacji benzynowej. Co takiego przekazał rozmówcy? - zastanawia się Rutkowski, który przebadał mężczyznę na wariografie. Twierdził on, że nic nie pamięta. Był pijany albo odurzony, bo być może ktoś dosypał mu czegoś do piwa. Trwa analiza wyników badań.Policja sprawdziła już, z kim rozmawiał kolega Ewy. - Nie uzyskaliśmy nowych wskazówek dotyczących zaginięcia - informują śledczy. W winę kolegi z pracy powątpiewa brat zaginionej, Piotr Tylman. - Lubił Ewę, dzięki niej awansował, nie miał żadnych podstaw, żeby zrobić jej krzywdę - mówi. - Nie zdziwiłbym się, jakby to było porwanie na zlecenie. Ewka jest ładną dziewczyną - dodaje.. Szukam mojej siostry żywej - dodaje. Ojciec kobiety bierze pod uwagę jednak nawet najgorszy scenariusz. - Jesteśmy już bardzo zdenerwowani - stwierdza.
Zobacz: Kim jest mężczyzna, który szedł z zaginioną Ewą Tylman? Zdjęcie z MONITORINGU