Jak przypomina "Dziennik Gazeta Prawna", system dozoru elektronicznego działa od 1 września. W ciągu trzech miesięcy do sądów wpłynęło 300 wniosków o przeniesienie skazanych do aresztu domowego, ale bransoletki dostało jedynie 18 osób.
Dlaczego areszt elektroniczny nie działa tak jakby chciało tego ministerstwo sprawiedliwości? Zdaniem ekspertów, wszystkiemu winny jest bałagan informacyjny i bardzo sztywne ramy pozwalające zakuć skazanego w elektroniczną bransoletkę.
Efekt jest taki, że płacimy - i to nie mało - na coś co nie działa. W tym roku dozór elektroniczny pochłonie 25 milionów złotych, a szansę na odsiadywanie wyroku w domu uzyska prawdopodobnie nie więcej niż 50 osób.
Kolejny sukces stał się niewypałem
5 lat przygotowań i w sumie 225 milionów złotych wydanych z kieszeni podatników. Tyle kosztował nas system dozoru elektronicznego więźniów. System, który w praktyce nie działa, bo "bransoletki" założyło... 18 więźniów. Cele nadal są przeludnione, a więźniowie wysyłają kolejne wnioski o odszkodowania za złe warunki odsiadki.