Ma podbite oko, posiniaczoną twarz, ale żyje. A tak niewiele brakowało, żeby leżała teraz martwa obok ukochanego syna Tadeusza (?35 l.). - To było w środę. Dochodziła godz. 19, gdy usłyszałam pukanie do drzwi - relacjonuje pani Janina. - Wyjrzałam, patrzę, a tam stoi jakiś facet. "Z synem chcę się rozmówić" - powiada. Stwierdził, że został przez niego oszukany.
Tadeusz skrył się w pokoju, a pani Janina przepędziła intruza. Ale ten nie zamierzał odpuścić. Cierpliwie czekał pod kamienicą. Po chwili 35-latek wyjrzał przez okno. Poleciały wyzwiska. Rozwścieczony mężczyzna wyjął z kieszeni składany nóż myśliwski, wrócił na górę i kopnięciem rozbił drzwi do mieszkania. W przedpokoju brutalnie pobił próbującą go powstrzymać panią Janinę, potem rzucił się na jej syna. Nożem zadał straszliwy cios w szyję. Z przeciętej tętnicy trysnęła krew. Matka próbowała tamować krwawienie, ale dla Tadeusza nie było już ratunku.
Tymczasem zabójca uciekł. Nóż zakopał w lesie, zakrwawione ubranie spalił w piecu. Ale i tak wpadł w ręce policji. - To Dariusz P. (44 l.) z powiatu ostrołęckiego. Przyznał się do winy - mówi Przemysław Szymanowski (40 l.), prokurator rejonowy w Kolnie. Powód zbrodni? Prawdopodobnie porachunki.
- Tadzik to był dobry chłopak. Do kościoła chodził, nawet piwka nie tknął. Pracował przy automatach z grami i powadził firmę budowlaną na Litwie - opowiada o synu pani Janina. Kochająca matka nie znała jednak całej prawdy. Jej syn od dawna miał na pieńku z prawem. Zajmował się handlem narkotykami i papierosami z przemytu. Ze swoim zabójcą także prawdopodobnie łączyły go nielegalne interesy. - Jak żył, tak zginął - mówi jeden z sąsiadów.