Babcia zawsze mu powtarzała - w czasie burzy wyjmuj wtyczki z gniazdek. Ale tego dnia nie słowa babci miał w głowie. Grzegorz dzwonił właśnie do dziewczyny. A że w telefonie komórkowym była słaba bateria, podłączył aparat do elektrycznej ładowarki...
Tyle pamięta. No, może jeszcze przerażający huk aż zatrzęsły się ściany. Okazało się, że gdy Grzegorz rozmawiał z ukochaną, na zewnątrz rozszalała się burza. Piorun trafił w budynek, a potem przewodami elektrycznymi - do ucha młodego człowieka.
- Nigdy bym nawet nie pomyślał, że coś takiego może mnie spotkać - mówi Grzegorz.
- Poczułem silny skurcz mięśni. Telefon wypadł mi z ręki. Na chwilę straciłem świadomość. Gdy ją odzyskałem, bardzo źle się czułem. Zdałem sobie sprawę, że to nie żarty...
Kolega Grzegorza Dudziaka zawiózł go do koszalińskiego szpitala.
- Nie stwierdziliśmy zagrożenia życia, mężczyzna pozostał u nas na obserwacji kilka godzin - relacjonuje Sławomir Strzałkowski, ordynator szpitalnego oddziału ratownictwa medycznego.
Na szczęście skończyło się tylko na bólu mięśni i strachu. No i trwających kilka godzin problemach ze słuchem.