Chmury kłębiły się nad wioską od południa, ale nikt nie przypuszczał, że pod wieczór przyjdzie huragan, który zmiecie z powierzchni ziemi budynki gospodarcze. Kacper, Ania, Natalka i Weronika jak zwykle bawili się na podwórku, a ich mama w tym czasie przygotowywała kolację.
Huragan niszczył budynki
Potężny wiatr zerwał się w ciągu kilku sekund. Nagle zrobiło się czarno, deszcz lunął z nieba, a pioruny biły wszędzie. - Wiatr dosłownie zwalał z nóg. Wybiegłam z domu i zaczęłam nawoływać dzieci - opowiada Maria Siadkowska. W powietrzu unosiły się już deski dewastowanej przez wiatr stodoły, gdzie skryły się dzieci. Kawałki drewna kręciły się wkoło jak szalone na wysokości kilkunastu metrów. Słychać było przeraźliwy trzask drewna i wykręcanej przez wiatr blachy.
Umierałam ze strachu o dzieci
- Oczyma wyobraźni widziałam, jak wiatr porywa dzieci, a deski przygniatają ich ciała. Biegałam po podwórku jak szalona. Jakimś cudem udało mi się odnaleźć dzieci. Przerażonego Kacperka wzięłam na ręce, a dziewczynkom kazałam trzymać się nawzajem i jakimś cudem udało nam się skryć w domu - opowiada pani Maria.
- Bardzo się bałem, ale dobrze, że była mama - mówi nieśmiało Kacperek. Nie tylko on, ale i starsze dziewczynki wiedzą, że samym nie udałoby im się dotrzeć do domu. - Nasza mama to prawdziwa bohaterka. Uratowała nam życie - mówią dzieci pani Marii. Ona sama w swoim postępowaniu nie widzi nic bohaterskiego. - Dzieci są najważ-niejsze. Całe szczęście, że nic im się nie stało - wyznaje szczęśliwa Maria Siadkowska.