Poprzedniego dnia agresywnego czworonoga pozbył się Marek G. (53 l.). Przejeżdżając w pobliżu wsi, wyrzucił go z samochodu na drogę. Odjechał wiedząc, że może kogoś pogryźć. I tak się stało.
Kilkanaście godzin później Elżbieta Niedźwiadek odprowadzała rano córkę na lekcje. Były już niedaleko szkoły, gdy minął je pies. Wielki, czarny, łypnął na nie ślepiami i szczekał, ale wydawało się, że pójdzie dalej. - Nagle zawrócił i rzucił się na mnie - opowiada dziewczynka. Zaatakował głowę 10-latki. Rozszarpał jej powiekę, policzek, rękę. Matka zasłoniła ją własnym ciałem, odganiała rozszalałe zwierzę. Na szczęście dziewczynkę zabrali do samochodu przejeżdżający drogą ludzie. Wtedy matka uciekła do busu, który też się zatrzymał.
Rany córki i matki się zagoją, ale przerażające wspomnienia zostaną na zawsze. Na szczęście właściciel psa odpowie za swoją bezmyślność. Stanie przed sądem. - Udało nam się odnaleźć Marka G. Słyszał, że doszło do tragedii, ukrywał się przed funkcjonariuszami. Grożą mu 3 lata więzienia - mówi Anna Smarzak z lubelskiej policji.