W opolskim sądzie trwa proces, w którym Tomasz Komenda domaga się 19 milionów złotych za lata spędzone w więzieniu. Skazany za zbrodnię, której nie popełnił, przesiedział za kratami prawie połowę swego życia, a teraz musi jeszcze wykazać, jak traumatyczne było to oświadczenie. Dla kogoś, kto dzień w dzień był bity, opluwany, maltretowany przez współwięźniów, kto dwa razy chciał ze sobą skończyć, bo już nie mógł wytrzymać i wolał śmierć, niż życie w takim piekle, to kolejna tortura, choć tym razem już tylko psychiczna.
- Samo wspomnienie o tym, jest dla mnie bardzo bolesne. Chciałbym wreszcie zakończyć ten rozdział i już nigdy nie być w sądzie – mówi Komenda.
Przez pobyt w więzieniu nie zdobył wykształcenia, nie założył rodziny, nie zawarł przyjaźni. Teraz próbuje nadgonić stracony czas, a samo życie wychodzi mu naprzeciw. Oto bowiem kobiety wprost zasypują go miłosnymi ofertami. Do samej kancelarii mecenasa Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który reprezentuje Komendę, przyszło kilkanaście anonsów. Ich autorki piszą, że zadbają o byłego więźnia, będą go kochać, dadzą mu wymarzone dziecko, a do listów dołączają fotografie mogące wywołać rumieniec na twarzy.
Komenda żadnego z tych listów nie przeczytał. Wszystkie podarł i wyrzucił do śmieci. Podobno od wiosny spotyka się z młodą dziewczyną, jest szczerze zakochany i wreszcie z optymizmem patrzy w przyszłość. Czyżby znalazł prawdziwą miłość, na którą już nie liczył?