"Super Express" ujawnił, że szef policji Andrzej Matejuk w towarzystwie kilku policjantów wybrał się do Włoch. W podróż pojechali dwoma policyjnymi busami z Katowic, zabierając ze sobą sprzęt narciarski. Przez pierwsze dni byli służbowo (podpisali m.in. umowę o bezpieczeństwie na stokach), przez kolejne trzy już na urlopie. Przez cały czas korzystali z policyjnych aut. Po naszym artykule policjanci bronili się, że wyjazd w całości był służbowy.
Przeczytaj koniecznie: Komendant główny policji pojechał SŁUŻBOWYM autem do Włoch. Radiowozy DOWOZIŁY mu narty we włoskie Dolomity
- Nie wyjechaliśmy na narty, to był wyjazd służbowy - twierdzi Matejuk. Skoro wiedział, że jedzie tam służbowo, to po co zabierał narty?
- To małe oszustwo. Naruszenie dobrych manier - mówi prof. Kazimierz Kik, politolog. - Policjant jako funkcjonariusz publiczny powinien być poza wszelkimi podejrzeniami. Powinien wiedzieć, że dobro publiczne podlega rozliczeniu co do złotówki. A on zachował się jak typowy przedstawiciel władzy, której wolno wszystko - dodaje Kik.