Ziobro zapewnia, że bardzo chce stanąć przed komisją jako świadek, ale zmuszony był stawić się na wezwanie sądu w Sosnowcu. Sprawę z powództwa cywilnego o zniesławienie wytoczył mu Grzegorz Schetyna.
Zdaniem członków komisji śledczej z Platformy Obywatelskiej, Ziobro do Sosnowca bez problemu mógł wysłać pełnomocnika. Twierdzą, że komisja śledcza powinna być dla Ziobry ważniejsza od zwykłej rozprawy. Podobnego zdania jest przewodniczący komisji, Ryszard Kalisz z SLD.
Co gorsza, okazało się, że Ziobro tak naprawdę nie miał po co przyjeżdżać do Sosnowca. Rozprawa skończyła się po zaledwie kilku minutach. Nie stawił się na nią były szef ABW Bogdan Święczkowski, który miał zeznawać jako świadek Ziobry.
Były minister sprawiedliwości twierdzi, że nie zdawał sobie sprawy, że Święczkowski nie pojawi się na rozprawie. Dodał, że wezwanie do sosnowieckiego sądu dostał dopiero w czwartek i nie zdążyłby wysłać usprawiedliwienia.
Ryszard Kalisz przypomniał, że w procesie cywilnym (a takim jest sprawa wytoczona Ziobrze przez Grzegorza Schetynę) osobisty udział stron nie jest obowiązkowy. Z kolei urzędnicy administracji rządowej mają obowiązek stawiać się na każde wezwanie sejmowej komisji śledczej - chyba, że przedstawią uzasadnione usprawiedliwienie.
Według Kalisza usprawiedliwienie Ziobry uzasadnione nie jest i zapowiedział nałożenie kary porządkowej na europosła PiS, jeśli dalej będzie unikał udziału w obradach komisji. Na niekorzyść Ziobry przemawia także to, że we wcześniejszych przesłuchaniach świadków przed sądem w Sosnowcu nie brał udziału. A dziś nagle uznał to za stosowne. "To sztuczka!" - podsumował przewodniczący Kalisz.