Według informacji TVN24, Drzewiecki poprosił posłów z komisji śledczej o przeniesienie przesłuchania. Za powód podał zły stan zdrowia. Prośbę byłego ministra zdrowia przedstawił posłom z komisji jej przewodniczący Mirosław Sekuła (PO).
"Nasiliły się moje bóle gardła, które uniemożliwiają mi wielogodzinne składanie zeznań przed komisją" - napisał Drzewiecki we wniosku.
Inne wytłumaczenie jego absencji ma Bartosz Arłukowicz z klubu Lewicy. - Drzewiecki musi przeczytać Chlebowskiego, żeby mówić dokładnie to co on - powiedział. - Drzewieckiego obleciał strach, nie pofatygował się nawet do komisji, tylko przesłał wniosek przez Sekułę - dodał.
Przeczytaj koniecznie: Chlebowski atakuje: Afery hazardowej nie ma!
Drzewiecki bardzo pilnie przygotowywał się do przesłuchania. Jak twierdzi "Gazeta Wyborcza", przez dwa tygodnie siedział w hotelu sejmowym, studiując setki stron dokumentów z ministerstwa. Jeśli czegoś mu brakowało, pomagała mu jego była rzeczniczka, Małgorzata Pełechaty: ściągała dla niego stenogramy z posiedzień komisji sportu, analizowała z nim zeznania innych świadków.
Sam Drzewiecki wolał nie pojawiać się w Sejmie do czasu przesłuchania przed komisją śledczą. Będzie to zresztą jego pierwsze publiczne wystąpienie od wybuchu afery hazardowej, czyli od października ubiegłego roku.
Zarówno Drzewiecki, jak i Chlebowski - pisze "GW" - konsultowali się z prawnikami. Nie chcą przed komisją powiedzieć niczego, co mogłoby później narazić ich na odpowiedzialność karną.
Z czego dokładnie będzie się tłumaczył Drzewiecki? Razem z Chlebowskim miał działać na rzecz biznesmenów z branży hazardowej. Poza tym - jak zeznał przed komisją były szef CBA Mariusz Kamiński - były minister sportu miał pomagać w załatwieniu posady w zarządzie Totalizatora Sportowego dla córki jednego z nich, Ryszarda Sobiesiaka. Zdaniem Kamińskiego, Drzewiecki mógł być też jednym z ogniw przecieku o akcji Biura, które sprawdzało kontakty biznesmenów z branży hazardowej z politykami Platformy Obywatelskiej.