Dramat zaczął się w lipcu 2011 roku. Pan Adam był wtedy o krok od osiągnięcia wieku emerytalnego, nie miał pracy, był zarejestrowany jako bezrobotny w Urzędzie Pracy. Pech chciał, że złapało go bardzo poważne zapalenie płuc i nieprzytomny trafił do szpitala. Został tam wyleczony i odesłany do domu.
Na swoje nieszczęście nie wiedział jednak, że szpital uznał go za osobę nieubezpieczoną i wystawił mu rachunek za leczenie - 7 tysięcy złotych.
- W 2011 roku nie działał jeszcze system e-wus. Ten pan nie dostarczył dowodu na to, że jest ubezpieczony. Dlatego wystawiliśmy fakturę za leczenie. Pan jej nie uiścił, więc wystąpiliśmy do sądu o nakaz zapłaty. A jak otrzymaliśmy nakaz, skierowaliśmy sprawę do komornika - tłumaczy mecenas Irena Cylińska, przedstawiciel szpitala.
7 tysięcy za leczenie, plus koszty sądowe, odsetki itd. - w sumie dług pana Adama wynosi blisko 13 tysięcy złotych. Mężczyzna żyje z emerytury 1300 złotych, z której teraz co miesiąc komornik zabiera mu 400 złotych. Dla zwykłego emeryta to bardzo poważna strata.
W szpitalu usłyszeliśmy, że pan Adam sam jest sobie winien. Nie dostarczył dowodu, że jest ubezpieczony (mniejsza z tym, że do szpitala trafił nieprzytomny), nie zareagował na wezwania do zapłaty, mógł też odwołać się od sądowego nakazu zapłaty.
Nie zmienia to jednak prostego faktu - ubezpieczony obywatel polskiego państwa traci większość swoich pieniędzy dlatego, że był leczony w szpitalu. I coś takiego dzieje się w kraju, którego konstytucja - tak często przywoływana ostatnio przez różnych polityków - gwarantuje ponoć wszystkim obywatelom równy dostęp do bezpłatnej służby zdrowia!
- Jeśli to, co mnie spotkało, dzieje się zgodnie z prawem, to znaczy, że żyjemy w państwie bezprawia. To jest zwykły rabunek! - powiedział nam pan Adam i trudno jest nie zrozumieć jego gniewu.
Czytaj: Lubuskie. Uprowadzili i przez trzy dni torturowali 28-latka