- Od 14 lat uczciwie prowadzę swój biznes, zatrudniam ludzi, płacę podatki, ale okazuje się, że w naszym kraju to się w ogóle nie liczy - mówi pan Bartosz, właściciel dobrze prosperującej firmy oponiarskiej na Podkarpaciu. - O mało nie zbankrutowałem przez głupi błąd komornika, któremu nie chciało się sprawdzić, czyj majątek zajmuje - dodaje mężczyzna.
Kłopoty zaczęły się cztery lata temu, gdy w jego firmie pojawił się komornik i zajął urządzenia do bieżnikowania opon. Na nic zdały się tłumaczenia, że to pomyłka, bo firma nie ma żadnych długów - wyceniony na 40 tys. zł sprzęt odjechał wraz z komornikiem. Tymczasem rzeczywistym dłużnikiem była gorzelnia położona na tej samej działce.
- Oczywiście natychmiast odwołałem się od decyzji komornika - mówi pan Bartosz. Pech chciał, że nazajutrz wyjechał za granicę w sprawach służbowych, a kiedy wrócił, czekało na niego wezwanie do zapłaty 2 tys. zł za wstrzymanie działań egzekucyjnych. - Wpłaciłem te pieniądze już po terminie i ten fakt okazał się decydujący. Nie było ważne, że komornik się pomylił, ani to, że uczciwie prowadzę biznes. Dla sądu komornik działał zgodnie z prawem! - złości się przedsiębiorca. Bo jak tu się nie denerwować? Zabrali mu sprzęt za 40 tys., drugie tyle kosztowały nowe narzędzia pracy oraz ekspertyzy, rzeczoznawcy i opłaty sadowe. - A wszystko po to, żeby usłyszeć, że mogę się domagać zadośćuczynienia od tej gorzelni, która była prawdziwym dłużnikiem! - dodaje pan Bartosz. I pewnie by się do niej zgłosił, ale gorzelnia już dawno nie istnieje.
Czytaj: Nowe porządki! Wojewoda wprowadza obostrzenia w urzędzie