Sztaby wyborcze PiS i PO znały wcześniej pytania, kandydaci mogli się więc sobie przygotować wystąpienia. W debacie zabrakło jednak swobodnej dyskusji i wymiany zmian między rywalami.
- Ta formuła była taka, jaką wymusił sztab PiS-u – tłumaczył w "Kontrwywiadzie" w rmf fm Bronisław Komorowski. Współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego wprawdzie w piątek głośno mówili o tym, że w trakcie telewizyjnego pojedynku zgadzają się na wprowadzenie do przebiegu debaty pytań wzajemnych, ale marszałek Sejmu był temu przeciwny.
- Nie jestem człowiekiem, którego będą ustawiali panowie Bielan i Kaczyński. Nie zgadzam się na zmianę formuły debaty z dnia na dzień i mam ich w nosie pod tym względem – wyjaśniał kandydat PO na prezydenta.
Marszałek sejmu zaznaczył, że nie może być tak, że najpierw PiS "nie zgadza na żadną debatę i bezpośrednie rozmowy między kandydatami, a po dwóch dniach zmienia zdanie".
- Na takie traktowanie, że jeśli Jarosław Kaczyński chce, to ja muszę, a jak ja się zgadzam, to on może albo nie może - nie ma mowy o takiej rozmowie - powiedział Komorowski w rmf fm.
Przed drugą debatą, która odbędzie się w środę, sztaby wyborcze PO i PiS mają negocjować, czy będzie możliwość zadawania pytań przed kandydatów.