Super Express": - Czy prezydentura jest dla pana spełnieniem marzeń, czy raczej narzuconym przez sytuację obowiązkiem? Mówi się, że pana temperament predestynuje bardziej do realnej władzy, np. premiera.
Jarosław Kaczyński: - Rzeczywiście nigdy nie sądziłem, że będę ubiegał się o ten najwyższy urząd w państwie. To była dla mnie bardzo trudna decyzja, którą musiałem podjąć w wyjątkowo ciężkim dla mnie i dla mojej rodziny czasie. Nie ukrywam, że rozpatrywałem różne warianty. Przeważyło poczucie obowiązku wobec kraju. Polska jest najważniejsza.
- Jak pan ocenia wyrok sądu, nakazujący wam przeprosić Komorowskiego za przypisanie mu zamiaru prywatyzacji służby zdrowia?
- Szanuję niezawisłe wyroki wydawane w imieniu Rzeczypospolitej i nie komentuję ich. Liczę, że moja apelacja przekona sąd w drugiej instancji.
- Chce być pan prezydentem III czy IV RP?
- Ś.p. Grażyna Gęsicka powiedziała: Polska nie może być podzielona. Polska taka nie będzie! Polska potrzebuje tych ze wsi i tych z metropolii, tych z Wielkopolski i tych z Podlasia, żarliwych katolików i tych, którzy poszukują, tych z prawicy i tych z lewicy. Polska potrzebuje wszystkich kobiet i wszystkich mężczyzn. Polski wystarczy dla wszystkich! Takiej Polski będę prezydentem.
- A może wzorców należy poszukać w przeszłości? Na ile dzisiejsza Polska powinna czerpać z tradycji II RP, a nawet głębiej - Rzeczypospolitej Obojga Narodów?
- Polska musi być państwem, które pamięta i czerpie z tego, co najlepsze z przeszłości i tradycji, ale realną politykę kształtuje według aktualnych warunków w Europie i na świecie. Interes kraju i jego obywateli to dla mnie sprawa nadrzędna.
- Co da Komorowskiemu poparcie Cimoszewicza?
- Nie wiem, zobaczymy, czy w ogóle coś da. Dziwi mnie jednak, że człowiek, którego całe życie jest związane z lewicą, nie udzielił poparcia jej dzisiejszemu liderowi.
- Wyobraża pan sobie takie przyszłe koalicje: PiS z PSL, a z drugiej strony PO z SLD?
- Spójrzmy na przykład sąsiednich Niemiec. Tam głosy wyborców zdecydowały o takim podziale sceny politycznej, że partie wyznające odmienne wartości ideologiczne zawarły ze sobą koalicję, bo wymagał tego interes kraju. Myślę, że również my w Polsce powinniśmy budować takie koalicje, które zagwarantują mądre, spokojne i skuteczne rządzenie. Takie rządy w systemie demokratycznym zawsze oznaczają rozwój i nowoczesność. A tego Polacy potrzebują.
- Komorowski jest kandydatem samodzielnym czy sterowanym przez premiera Tuska?
- Marszałek Komorowski w czasie wizyty na wałach przeciwpowodziowych występował wyraźnie w cieniu premiera Tuska. Do debaty ze mną o służbie zdrowia wydelegowana została pani minister Ewa Kopacz. Już te dwa przykłady pokazują, że z polityczną samodzielnością marszałka są jednak pewne problemy.
- Jak pan ocenia wiedzę kontrkandydata?
- Jeśli pytacie mnie państwo o to, czy Norwegia jest w Unii Europejskiej, to odpowiadam: nie jest. Zapewniam też, że deficyt i dług publiczny to nie są tożsame pojęcia, a Organizacja Narodów Zjednoczonych i Międzynarodowy Fundusz Walutowy to całkiem inne organizacje, natomiast gazu nie wydobywa się metodą odkrywkową. Naprawdę, proszę mnie zwolnić od kontynuowania odpowiedzi.
- Czy ewentualna wygrana Komorowskiego nie będzie PiS na rękę? Jego gafy w roli prezydenta mogą wam za rok ułatwić zwycięstwo w wyborach parlamentarnych.
- Ja powiem tak: gafy, przejęzyczenia zdarzają się naprawdę każdemu. Zgodnie z przysłowiem - ten się nie myli, kto nic nie robi. Jednak w przypadku pana Komorowskiego to wyborcy muszą ocenić, czy człowiek popełniający taką liczbę gaf i niezręczności ma kompetencje, by ubiegać się o najwyższy urząd w państwie. Kandyduję na prezydenta, bo chcę wygrać i głęboko wierzę, że tak będzie. Wszystko w rękach wyborców, ale zapewniam - nie liczę na wygraną marszałka.
- Kiedy zobaczymy wcześniejsze oblicze Jarosława Kaczyńskiego? Nie łagodne i pojednawcze, ale zadziorne, atakujące?
- Dziś jest szansa na to, że debata publiczna w Polsce będzie wolna od języka konfliktu, niepotrzebnego zacietrzewienia. Będę ostatnim, który przyczyni się do tego, aby ten zły język do polityki powrócił. Wojna polsko-polska musi się skończyć! Potrzebna nam jest polsko-polska zgoda i kompromis w najważniejszych sprawach.
- Jaką rolę w pana kampanii odgrywają Adam Bielan, Michał Kamiński i Jacek Kurski? Dlaczego są mało widoczni?
- A dlaczego mają być widoczni? Przecież to ja kandyduję, a nie oni.
- Dlaczego w kampanii nie podnosicie swoich sztandarowych haseł: dekomunizacji, walki z korupcją i układem?
- Zawsze mówiliśmy, że jedną z najważniejszych dla Polaków spraw jest reforma służby zdrowia.
- Obecna kampania jest nudna, bezbarwna i nijaka. Czy po I turze stanie się bardziej wyrazista?
- Ta kampania jest wyjątkowa pod każdym względem. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jest nudna czy nijaka. Jest w miarę spokojna, a to odpowiada sytuacji, w jakiej się odbywa. Uważam, że to dobry znak na przyszłość.
- Jak to się ma do twierdzeń, że mamy w Polsce wojnę domową?
- Pierwszy raz słyszę, że w Polsce mamy jakąkolwiek wojnę domową. Nie daj Boże!
- Czy jest coś z czasu rządów PiS za co się pan wstydzi i czego dziś zdecydowanie by nie zrobił?
- Ja osobiście żałuję, że czasem używałem zbyt ostrego języka.
- Co zaszło między panem a Ludwikiem Dornem, że wieloletni przyjaciele i współpracownicy, którzy przeszli razem wiele trudnych chwil, teraz tak bardzo się od siebie oddalili. Chciałby pan jego powrotu do PiS?
- Zapytajcie państwo najpierw Ludwika Dorna, czy chciałby wrócić.
- Jak pan ocenia stan państwa po katastrofie smoleńskiej i dwóch falach powodziowych? Czy Polska pokazała swoją siłę, czy raczej słabość? Bronisław Komorowski mówi, że zachowano ciągłość władzy i państwo zdało egzamin.
- Egzamin zdali przede wszystkim Polacy, którzy w tych trudnych chwilach pokazali, że potrafimy być razem. To nasza wielka siła. Społeczeństwo udowodniło, że chce zmiany języka polityki. Jeśli chodzi o państwo, to niestety, nie wszystko jest tak, jak być powinno. Zarówno jeśli chodzi o katastrofę, jak i powódź, państwo mogło działać dużo skuteczniej. Najważniejsze jest to, abyśmy z tych dwóch bolesnych lekcji wyciągnęli wnioski i wprowadzili je w życie.
- Czy na podstawie dzisiejszej wiedzy można określić przyczyny smoleńskiej tragedii? Błąd pilotów, naciski na nich, przestarzały samolot, błędy wieży, zamach?
- Oceny i spekulacje co do przyczyn katastrofy, są nie na miejscu wobec rozmiaru dramatu. Tu nie wolno gdybać, przede wszystkim z szacunku dla ofiar i ich rodzin. Poczekajmy na wyniki śledztwa, na wszystkie dowody.
- Czy kiedykolwiek poznamy prawdę o katastrofie?
- Mam nadzieję, że tak - bardzo na to liczę.
- Czy Marek Belka będzie dobrym prezesem NBP?
- Czas pokaże.
- Gdyby był pan dziś na miejscu Komorowskiego - kogo wskazałby pan na stanowisko szefa NBP, szefa IPN czy szefa kancelarii prezydenckiej? Jeśli można - po nazwiskach..
- Nie jestem na miejscu marszałka Komorowskiego, uważam jednak, że z decyzjami o obsadzie tak ważnych dla państwa stanowisk należało poczekać do wyborów. Ta kampania jest bardzo krótka. Dlatego powściągliwość, jeśli chodzi o czas decyzji, nie wpłynęłaby na funkcjonowanie tych instytucji.
- Popiera pan planowane odpolitycznienie mediów publicznych?
- Media publiczne nie są doskonałe. Jednak bez wątpienia pełnią niezwykle ważną rolę społeczną. Ich misja polega na ułatwianiu dostępu do informacji, wiedzy, edukacji, kultury. Nie muszą, jak media komercyjne, skupiać się tylko na maksymalizacji zysku. Dziś politycy powinni zrobić wszystko, by media publiczne przetrwały. Reforma mediów publicznych powinna odbywać się przy szerokim porozumieniu środowisk twórczych, ludzi kultury.
- Czy kompetencje prezydenta powinny być zwiększone, nawet gdy głową państwa zostanie pana konkurent?
- Wszelkie zmiany ustrojowe muszą być poprzedzone merytoryczną debatą, a ewentualne zmiany - być wynikiem politycznego konsensusu. Konstytucji nie pisze się pod konkretną osobę czy bieżącą sytuację.
- Czy pana Kancelaria Prezydenta będzie bazować na dotychczasowych pracownikach, czy nowych osobach, również nie związanych z PiS?
- Na temat kształtu Kancelarii Prezydenta mogę się wypowiedzieć, gdy otrzymam od wyborców mandat do wypełniania tej funkcji.
- Na ile chce pan kontynuować prezydenturę brata? Może coś chciałby pan zmienić? Wiadomo, że mimo zbieżnych poglądów, istniały między wami też różnice.
- Mój brat słuchał ludzi, bardzo ożywił urząd prezydenta pod względem intelektualnym, spotykając się regularnie z intelektualistami. Mocno angażował się w sprawy społeczne, chciał państwa solidarnego, które wspiera różne grupy obywateli. Lech Kaczyński prowadził też skuteczną politykę zagraniczną, dzięki której do dziś możemy załatwiać swoje interesy. Potrafił obronić polskie sprawy w Unii Europejskiej. Te wszystkie jego działania mogą być dla mnie czymś więcej niż tylko inspiracją.
- Będzie pan współpracował z rządem PO, czy raczej go kontrował?
- Prezydent musi znaleźć sposób na współpracę i wypracowanie porozumienia z każdym rządem. Tego wymaga interes kraju.
- Gdy wygra pan wybory prezydenckie, kto zostanie prezesem PiS? Zbigniew Ziobro, Adam Lipiński?
- Ten, kogo w demokratycznych wyborach wskażą członkowie Prawa i Sprawiedliwości.