"Super Express": - Zakończył pan prace nad projektem ustawy o in vitro. Ten sposób zapłodnienia budzi żywe spory...
Jarosław Gowin: - Bez wątpienia. To spór na śmierć i życie. Oprócz in vitro są jeszcze inne przedmioty sporu, np. klonowanie polegające albo na powielaniu człowieka, albo na tworzeniu embrionu ludzkiego po to, by wykorzystać go do leczenia chorób dotychczas nieuleczalnych.
- Czyli problematyka biomedyczna.
- Tak. I w Polsce te kwestie nie są w żaden sposób uregulowane prawnie.
- Wszystko ma jakąś przyczynę. A zatem?
- Dotychczasowe ekipy rządzące uchylały się od wprowadzenia odpowiednich przepisów, gdyż każda regulacja w tych sprawach jest postrzegana jako kontrowersyjna. Przyjmowały strategię strusia - chowały głowę w piasek. Nie podejmowały tego tematu ze strachu. Dopiero Donald Tusk przełamał tę niemożność i wyznaczył mnie do realizacji tego zadania.
- Jak kształtuje się linia podziału?
- Po jednej stronie są ci, którzy - za nauczaniem Kościoła katolickiego - domagają się całkowitej delegalizacji zapłodnienia in vitro. Druga strona uważa, że należy wprowadzić rozwiązania maksymalnie liberalne.
- Gdzie lokuje się pańska misja? To trzecia droga?
- Postawiłem sobie za cel doprowadzenie do kompromisu.
- Na czym ma on polegać?
- Na tym, żeby zarodkom - czyli w mojej ocenie: ludziom w fazie embrionalnej - zapewnić maksymalną ochronę. Z drugiej strony, żeby po ucywilizowaniu procedury zapłodnienia in vitro zapewnić do niej równy dostęp osobom, dla których stanowi ona ostatnią szansę na posiadanie własnych dzieci.
- Co się kryje za deklaracją o równym dostępie?
- Postulujemy częściową refundację tych zabiegów.
- Czy przeciętnych Polaków będzie stać na pokrycie tych kosztów, za które będą musieli zapłacić z własnej kieszeni?
- Przeciętnych Polaków problem w ogóle nie dotyczy. Zapłodnienie in vitro jest metodą, po którą sięga się w ostateczności.
- Mam na uwadze właśnie tych ludzi. Dlaczego nie refundować całości kosztów zabiegu?
- Sprawdzałem, jak to wygląda w innych krajach. Otóż tam, gdzie jest pełna refundacja, dochodzi do radykalnego wzrostu cen leków. A poza tym leki te są sprzedawane do tych państw, w których się ich nie refunduje - np. w Polsce można by je kupić i sprzedać za granicę. Dlatego rozwiązanie, które proponuję premierowi, polega na pokrywaniu kosztów zabiegów leczniczych bez konieczności ponoszenia wydatków na leki. Pamiętać trzeba, że zabiegi lecznicze stanowią ok. 60 proc. kosztów całości.
- Ile par mogłoby wystąpić o zastosowanie tej metody? Czy budżet państwa będzie stać na dofinansowanie wszystkich zabiegów?
- Szacujemy, że rocznie z takiej procedury korzystać będzie około 10 tys. par. Przy częściowej refundacji dla budżetu oznacza to wydatek rzędu 60-70 mln złotych. Na pewno NFZ będzie na to stać.
- Ile zapłaci pacjent?
- Średnio rzecz biorąc - bo każdy przypadek jest indywidualny - około 5 tys. złotych.
- Wróćmy do stanowiska Kościoła. Chrystus powiedział: "Bądź zimny albo gorący". Dokument watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary "Dignitas Personae" z 12 grudnia wyraźnie mówi, że techniki zastępujące akt małżeński są niegodziwe. Jak szukać kompromisu przy tak pryncypialnej postawie?
- W kwestiach światopoglądowych rzeczywiście trudno jest wypracować kompromis. Ale ja się nie wypowiadam na temat moralnej słuszności czy niesłuszności in vitro. Ja szukam dobrych rozwiązań prawnych. Polska jest państwem pluralistycznym światopoglądowo i prawo musi ten pluralizm w jakiś sposób odzwierciedlać.
- Ten projekt ustawy w jednym, ale zasadniczym, punkcie różni się od stanowiska Kościoła katolickiego - legalizuje te praktyki...
- Proszę dokończyć: które i tak są w Polsce wykonywane od dwudziestu lat.
- Czy legalizacja tego, z czym aparat państwa nie może sobie poradzić, nie jest aby pójściem na łatwiznę?
- Ależ te praktyki nie są zakazane! A co nie jest zakazane, jest dozwolone. To, co się dzieje teraz w Polsce, jest horrorem. Zarodki tworzone są dla celów komercyjnych - sprzedaje się je do innych krajów na badania naukowe. Prawa pacjentów stosujących in vitro nie są chronione. Mówiąc o legalizacji mam na myśli ucywilizowanie tej sfery, wprowadzenie jej w obręb prawa. Przy czym - odnośnie wielu szczegółowych zarzutów Kościoła wobec tej metody - kierując się przesłankami nie religijnymi, tylko uniwersalnymi prawdami moralnymi i wiedzą naukową, doszliśmy do podobnego wniosku, co Kościół.
- Co z tego wynika dla zapisów w projekcie?
- Przewidujemy zakaz tworzenia tzw. zarodków nadliczbowych (z których większość skazana jest na śmierć), zakaz selekcji zarodków pod kątem wyboru tego najsilniejszego, zakaz klonowania terapeutycznego. No i wreszcie postulujemy, żeby dostęp do procedury in vitro miały tylko małżeństwa.
- Przyjmijmy założenie, że ta ustawa wejdzie w życie - stanie się literą prawa. A prawo można zmieniać. Może za jakiś czas dojdzie do całkowitej liberalizacji?
- Całkowita liberalizacja istnieje dzisiaj - bo dzisiaj w tej kwestii panuje stuprocentowa wolność. Np. pary homoseksualne mają dostęp do tej procedury.
- Jest jednak różnica, kiedy coś wolno, bo istnieje luka prawna, a co innego, gdy zezwala na to konstytucja. A teraz ta sfera będzie posiadać wartość ontologiczną, będzie skodyfikowana.
- Nie wydaje mi się, żeby w Polsce w najbliższych latach wahadło wychyliło się radykalnie w drugą stronę - skrajnie lewicową. Polskie społeczeństwo jest mocno konserwatywne. Myślę, że pod tym względem mój projekt wyraża przekonania większości Polaków.
Jarosław Gowin
Poseł, członek Zarządu Krajowego Platformy Obywatelskiej. Ma 47 lat