Kompromitacja! Urzędnicy po angielsku tylko "no"

2013-10-15 13:57

Dziennikarze "Gazety Krakowskiej" postanowili sprawdzić poziom znajomości języka angielskiego u pracowników małopolskich urządów miejskich oraz gminnych. W tym celu losowo wybrali 10 placówek, do których zadzwonili z pretekstem załatwienia terenów pod budowę magazynu dla ukraińskiej firmy. Jak wypadł test?

Dziennikarka "Gazety Krakowiej" obdzwoniła 10 urzędów miast i gmin, które współpracują z zagranicznymi firmami. Podając się za obywatelkę Ukrainy, reprezentującą tamtejszą firmę próbowała zdobyć informacje na temat możliwości kupna terenów pod budowę magazynu. Wszystko chciała załatwić w języku angielskim.

Jak się okazało, nie było to wcale łatwe. Przekonała się o tym wykonując pierwszy telefon, do Bukowna, które chwali się specjalną strefą ekonomiczną. Na wstępie rozmowy zapytała, czy osoba po drugiej stronie umie mówić po angielsku. W odpowiedzi usłyszała stanowcze i jednoznaczne 'no". Dziennikarka nie dała jednak za wygraną i poprosiła o połączenie z kimś, kto będzie mógł jej udzielić informacji w języku angielskim. Po chwili oczekiwania przy muzyce, dowiedziała się, dodajmy, że od tej samej pani, że niestety nie ma w urzędzie nikogo, kto może się z nią porozumieć. Co więcej, urzędniczka cały czas mówiła po polsku, dodając na sam koniec 'nie porozumiemy się".

ZOBACZ: Warszawa. Naucz się języka angielskiego w bibliotece

Dziennikarka dzwoniła więc dalej. Na celownik wzięła Wolbrom. Tam na "dzień dobry" łączy się z polskojęzycznym automatem, wyliczającym wszystkie wydziały. Po chwili jednak zgłasza się jeden z pracowników. Na pytanie o możliwość rozmowy po angielsku po raz kolejny pada stwierdzenie "no". Dziennikarka pyta więc o strefę ekonomiczną. W tle natomiast słychać "pyta o economic zone". Rozmowa zostanie przełączona i zgłasza się kobieta, która jednak nie rozumie znaczenia słowa "warehouse" (magazyn), a także nie potrafi podać adresu e-mail, ponieważ ma problem z przeliterowaniem go po angielsku.

W Olkuszu również ciężko było porozmawiać w języku angielskim. Sekretarka przełączyła dziennikarkę podającą się za Ukrainkę do osoby, która zna obcy język. Tyle, że francuski. Na szczęście do rozmowy włączył się kolejny pracownik, który przekazuje niezbędne informacje po angielsku.

- Miałem angielski na studiach. Teraz raczej go nie używam, bo do urzędu przez ostatnich pięć lat mieliśmy chyba jeden czy dwa telefony po angielsku - przyznaje Wojciech Rozmus z olkuskiego urzędu.

ZOBACZ: Nie do wiary! Urzędnicy na egzotycznej wyspie. Za 230 tys. zł z kieszeni podatników!

Miła niespodzianka czekała natomiast w Oświęcimiu, gdzie sekretarka w Urzędzie Miasta od razu połączyła z kompetentną osobą, która bez problemu odpowiedziała na wszystkie pytania.

- U nas nie ma żadnego problemu, żeby dogadać się w innych językach, nie tylko po angielsku, ale np. po francusku. Współpracujemy z zagranicznymi firmami, organizujemy międzynarodowe imprezy. Musimy znać angielski. W biznesie to podstawowy język - uważa urzędniczka Monika Świątek-Smrek.

ZOBACZ: Matura 2013, angielski. Maturzyści! Nie idźcie drogą Wojciecha Pawłowskiego - wideo

Dziennikarkę mocno rozczarowały urzędy, których strony internetowe były dwujęzyczne, a urzędnicy mieli problem z najprostszymi sformułowaniami. W Chrzanowie pani z sekretariatu podając adres e-mail, używała słów "kropka" i "małpa".

Na pytanie dziennikarki "what is kropka?" i prośbę o połączenie z kimś znającym język, usłyszała w tle "I must consulting this with burmistrz".

W Mucharzu natomiast urzędnik po angielsku nie mówił, ale przyznał, że "szprechen polish". Później jednak, we współpracy z kolegą, potrafił podać e-mail.

 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają