Komu przeszkadza IPN?

2009-04-15 4:15

W dyskusji o tym, dlaczego Instytut Pamięci Narodowej stał się przedmiotem ostrej walki politycznej, dziś głos dr Barbary Fedyszak-Radziejowskiej

Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął działalność 30 czerwca 2000 roku. Początki były trudne i bolesne, bowiem to głównie opinia publiczna zadecydowała o jego powstaniu. Sondaże z lat 90. nie pozostawiały złudzeń - społeczeństwo chciało znać prawdę o przeszłości swojej elity politycznej, a ukształtowany przy Okrągłym Stole establishment długo bronił się przed otwarciem archiwów i lustracją. Nie powinno więc dziwić, że IPN był i jest instytucją, która wywołuje zamieszanie. To część większego sporu między elitą i "demosem".

Dwie rocznice

Wyborcy chcą wiedzieć możliwie dużo o tych, spomiędzy których wybierają. Ale to, że dziś IPN stał się przedmiotem sporu z powodów tak nieprawdopodobnie absurdalnych, jak powstanie pracy magisterskiej i książki całkowicie poza Instytutem, daje do myślenia. Przyczyny takiego stanu rzeczy są moim zdaniem skomplikowane i proste zarazem. Po pierwsze, obchodzimy w tym roku dwie bardzo ważne rocznice: 4 czerwca 1989 i 1 września 1939. 4 czerwca polskie społeczeństwo w tylko częściowo demokratycznych wyborach zachowało się w pierwszej turze tak nadzwyczajnie, że praktycznie wywróciło Okrągły Stół. Mam wrażenie, że ta data, kluczowa dla III RP, ma być obchodzona, zdaniem rządzących dziś Polską polityków, mniej spektakularnie niż sam Okrągły Stół.

Dla elit ważniejszy jest Okrągły Stół, bo to przy nim narodziły się elity III Rzeczpospolitej wyrosłe z PRL i z opozycji. 4 czerwca społeczeństwo bardzo wyraźnie powiedziało: chcemy demokratycznych wyborów. Zachowało się tak, jakby nie akceptowało listy krajowej i kandydatów partyjno-rządowych. I mam wrażenie, że atak na IPN jest próbą uniemożliwienia zorganizowania obchodów tej rocznicy przez Instytut. Bo przecież IPN z definicji powinien organizować konferencje, wystawy i być czynnym animatorem wydarzeń. Obecne zamieszanie odbiera IPN-owi taką możliwość.

Wokół obchodów drugiej rocznicy, czyli 1 września, też toczy się spór. Pomysł obecnej ekipy rządowej na Muzeum Drugiej Wojny Światowej odbiega trochę od tego, jak o drugiej wojnie światowej opowiada IPN. Rządowy projekt jest bardziej uniwersalistyczny - pokazujący wielość wydarzeń, a nie tylko polską narrację. Być może osłabienie IPN-u jest też sposobem uniknięcia przez władze bardziej spluralizowanych narracji o początku drugiej wojny światowej. Takie są moje hipotezy o przyczynach obecnych napięć. Po prostu szukam racjonalnych uzasadnień do nieracjonalnych decyzji. Bo dlaczego politycy PO mieliby powtarzać za SLD hasła: zlikwidować, zabetonować czy osłabić IPN.

Geneza elit III RP

Obawiam się również, że jest jeszcze inna, głębsza przyczyna, która sięga lat 90. i sporu na temat tego, jak daleko może sięgać i jak dokładna może być wiedza wyborców o swoich liderach. Przypomnę książ-kę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa" - niezależnie od głosów krytycznych książka obroniła się merytorycznie. Nawet prof. Andrzej Friszke przyznał, że warsztatowo jest rzetelna. A co to oznacza? Oznacza, że w zasobach IPN-u, mimo ich bardzo dokładnego czyszczenia na przełomie lat 1989-90, jest wystarczająco dużo informacji jeszcze nieznanych archiwistom i historykom. Być może są ukryte w teczkach, które jeszcze nie zostały przejrzane. Ale zapewne są ludzie, którzy wiedzą, co może zostać odkryte i co zachwieje ustaloną już dzisiaj wiedzą o latach 80. i o genezie elit III Rzeczpospolitej.

To może być inny, racjonalny powód ataków na IPN, powód, który jeszcze przez najbliższe lata będzie się pojawiał. Obawiam się, że preteksty będą coraz bardziej absurdalne, a zarzuty coraz mniej merytoryczne. O ile prezydent Aleksander Kwaśniewski i jego środowisko są konsekwentni, bo zawsze mówili, że IPN należy rozwiązać, spalić, zaś archiwa zabetonować, to politycy postsolidarnościowi, a przynajmniej politycy PiS i PO, deklarowali odmienne intencje i cele.

Można spytać, dlaczego dopuścili do tego, że IPN w ogóle powstał? W Polsce jeszcze ciągle jakąś rolę w kształtowaniu struktur władzy mają wyborcy. Chociaż być może w przyszłości polska demokracja zakończy się takim wariantem, jaki ma dzisiaj miejsce w Rosji - kiedy wybory istnieją proceduralnie, ale politycznie niczego nie zmieniają. My mieliśmy w Polsce dwie kampanie wyborcze pełne obietnic prolustracyjnych - 1997 i 2005. Ci, którzy je wygrali, obiecywali w kampanii powołanie instytucji, która zajmie się ujawnianiem prawdy o przeszłości PRL. Wcześniejszy, pierwszy epizod trwał bardzo krótko, myślę o rządzie Jana Olszewskiego. Tamta inicjatywa została zduszona w zarodku. Później, w 1997 r., AWS udało się dotrzymać obietnicy i powołać IPN. Podobnie w 2005 r., kiedy Platforma i PiS mówiły jednym głosem i zapewniały, że proces lustracji i poznawania przeszłości trzeba usprawnić, bo zbyt wiele afer miało swoje korzenie w PRL-u. I dotrzymały obietnic.

Kurtyka był kandydatem PO

Przypomnę film "Trzech kumpli" i postać Maleszki. Były takie wydarzenia, przy których odkrywaliśmy, że dla współczesności ma jednak znaczenie, jak wyglądała rzeczywista karta opozycyjna części elit. Okazało się, że część była opozycją prawdziwą, a część opozycją żyjącą w dobrych relacjach z pracownikami Służby Bezpieczeństwa. Przypominam, że PiS i Platforma po 2005 roku wspólnie przeprowadziły nowelizację ustawy, w której lustracją objęte zostało znacznie większe grono osób.

Może jeszcze ważniejsze w tej nowelizacji było to, że szerzej otwierała dostęp do archiwów - także tych zastrzeżonych - stopniowo je ujawniając. Pamiętajmy również, że Janusz Kurtyka był kandydatem PO. A zatem była to decyzja podjęta przez polityków obu partii pod wpływem wyborców. Dzisiaj, po 2007 r., dyskredytacja PiS sprawiła, że Platforma czuje się - taki jest mój niepokój - zwolniona z dotrzymania tych obietnic. Jestem zaniepokojona tym, że wpisując Lecha Wałęsę na sztandary, używa go jako pretekstu do osłabienia procesu poznawania przeszłości i wolności badań naukowych.

Lojalność prof. Rockiego

I jeszcze jedna sprawa. Nieprawdopodobna jest presja na Uniwersytet Jagielloński dokonywana przez przewodniczącego Państwowej Komisji Akredytacyjnej Marka Rockiego, który jest senatorem PO. Tego jeszcze nigdy nie było. Ja nie odbieram prof. Rockiemu wielkiego dorobku naukowego, jednak jego lojalność polityczna wobec własnego klubu i partii nie jest bez znaczenia. A przecież PKA ma dbać o jakość kształcenia na uczelniach i stać na straży uprawiania nauki wolnej od politycznych uwikłań.

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska

Socjolog i etnograf, członek Kolegium IPN

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają