"Super Express": - Dlaczego zainteresowała pana postać księdza Jerzego Popiełuszki?
Rafał Wieczyński: - Zainspirowały mnie słowa Ojca Świętego: "Wypłyń na głębię". Odebrałem to dosłownie i wziąłem się za temat trudny. Pamięć o księdzu Jerzym i czasach, w których żył, staje się coraz mniej wyraźna. Dorosło pokolenie, dla którego są to wydarzenia nieznane.
- Potraktował pan ten film jako lekcję historii?
- Dziś do kina nie chodzi się po lekcję, lecz po rozrywkę. Film musi być widowiskiem. A historia księdza Jerzego jest atrakcyjna również w sensie filmowym.
- Istnieją alternatywne wersje wydarzeń poprzedzających śmierć księdza Popiełuszki. Według jednej zamordowano go tuż po porwaniu, według innej przez kilka dni był torturowany. Jaką wersję zobaczymy na ekranie?
- Pracując nad scenariuszem, poznałem wszystkie wersje. Postanowiłem oprzeć się na tym, co jest pewne i najistotniejsze. Zagłębianie się w dywagacje kryminalne tylko odwraca uwagę od istoty, od niego samego...
- Technologia zbrodni nie jest istotna?
- To jest przedstawione w filmie, niektórzy mogą uznać, że nawet zbyt wyraziście. Film jest jednak również wypowiedzią artystyczną, a to daje możliwość powiedzenia wszystkiego, co najważniejsze, bez zaufania wobec mniej lub bardziej trafionych hipotez.
- Czy ksiądz Popiełuszko mógł uniknąć męczeńskiego losu?
- Ksiądz Jerzy wiedział, ku czemu zmierza jego działalność. Wiedział, że jedyną możliwością przeżycia jest rezygnacja ze swojego posłannictwa. Gdyby uległ lękowi, który w nim był, gdyby przestał mówić prawdę, ocaliłby życie. Nie chciał jednak na to przystać. Dlatego przygotowywał się na śmierć i przygotowywał do tej wiadomości innych.
- Jaką postawę wobec księdza Popiełuszki przyjął komunistyczny reżim, zanim padł rozkaz: zabić?
- Służba Bezpieczeństwa próbowała zniechęcić księdza Jerzego, zastraszając go. To, jak wiemy, nie powiodło się. Podjęto również próby skłócenia go z hierarchią i z otoczeniem, podważenia zaufania do niego. To również się nie udało.
- Czy w filmie pokazał pan motywacje oprawców księdza?
- Skoncentrowałem się na postaci księdza Jerzego i jego perspektywie. Powstało już wystarczająco dużo tekstów i filmów na temat ludzi, którzy współpracowali z reżimem, umacniając go w ten sposób. Ich psychologiczne dylematy, w tym domniemana czystość ich intencji - wszystko to znamy. Ja zrobiłem film o człowieku, który nie musiał dorabiać filozofii do swojej postawy, nie musiał się gimnastykować, żeby wytłumaczyć swoje wybory.
- Jak to się stało, że chłopak z podlaskiej wsi zdobył taki posłuch?
- Zadecydowała o tym jego autentyczność. Z domu wyniósł przyzwoitość głęboko zakorzenioną w wierze. Była ona pociągająca również dla ludzi niewierzących, dlatego wokół niego znalazło się sporo osób, tzw. niewierzących praktykujących. Ksiądz Jerzy był absolutnie wiarygodny i tę wiarygodność potwierdził męczeńską śmiercią. Patrząc na niego, ludzie zaczynali porządkować swoje życie. Był odważny. Mówił głośno o tym, o czym inni bali się wspominać szeptem. Choćby to, że prawdy nie da się przykryć żadną ustawą. Jednocześnie był pozbawiony agresji. Oponenci, w perspektywie jego kapłańskiego spojrzenia, byli ludźmi zagubionymi. Ostatnie wypowiedziane przez niego publicznie słowa brzmiały: "Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy". Dla reżimu było to nieracjonalne...
- Czy tak mocne świadectwo jest czytelne w dzisiejszych czasach?
- Moim zdaniem ksiądz Jerzy jest nam dzisiaj równie potrzebny. Istota naszych wyborów nie uległa zmianie, mimo że zmienił się system. Wewnętrzna wolność człowieka zawsze jest zagrożona przez pokusy. Na przykład pytanie o to, czy należy zagłuszyć swoje sumienie i nie powiedzieć czegoś tylko po to lub aż po to, aby zabezpieczyć swoje miejsce pracy. Ksiądz Jerzy pragnął umacniać ludzi wewnętrznie, aby mieli dość sił, żeby nie dać się oszukiwać, mówić to, co czują i odróżniać dobro od zła.
- Jak w dyskursie na temat okoliczności śmierci księdza Jerzego ocenia pan gen. Jaruzelskiego i gen. Kiszczaka?
- Nie mam wątpliwości co do ich współodpowiedzialności za śmierć księdza Jerzego.
- Gen. Jaruzelski utrzymuje, że esbecja była państwem w państwie, a on takimi szczegółowymi sprawami się nie zajmował...
- Spędziłem wiele czasu w archiwach, dzięki czemu wiem, jaka była skala szczegółowości informacji trafiających na biurka najważniejszych osób w państwie. Czytałem nawet notatkę na temat nauczycielki, która edukowała dzieci w nieprawomyślny sposób. Była ona zaadresowana do kilku najważniejszych osób w państwie, w tym generała Jaruzelskiego. Takie raporty przygotowywał resort bezpieczeństwa kierowany przez generała Kiszczaka. Pamiętajmy, że w latach 80. los księdza Jerzego podzieliło około stu osób, w tym kapłanów. Mówienie o tym, że on i generał Jaruzelski o niczym nie wiedzieli, jest liczeniem na naiwność społeczeństwa. Niestety, jest to skuteczne. Przecież nie każdy obywatel jest w stanie badać dokumenty, musi komuś zaufać na słowo. Kto mówi głośniej i ma większą siłę przebicia, ten ma rację. I sprawa ostatnia: generał Jaruzelski w roku 1989, po czerwcu, został prezydentem, a generał Kiszczak ministrem spraw wewnętrznych. Skoro są niewinni, to dlaczego przyzwalali, aby niszczyć dokumenty MSW? Społeczeństwo musi wiedzieć, że komunizm to było zło. Ksiądz Jerzy nikogo nie potępiał, ale nazywał rzeczy po imieniu, aby pojednanie budować na prawdzie.
Rafał Wieczyński
Reżyser, scenarzysta. Autor takich filmów, jak: "Zwycięzcy nie umierają", "Skrawek nieba", "Spot-kania z komunizmem"