To było tragiczne niedzielne popołudnie na małej gminnej drodze w Głuponiach. Malwina N. (26 l.) wracała do domu ze swoją córeczką srebrnym BMW. Do celu nie miała już daleko. Zabrakło kilku minut, żeby bezpiecznie wysiadła przed domem i zabrała malutką córeczkę z auta. Nad wioską rozpętało się jednak piekło. Wichura przyszła nagle. Ciemne chmury zakryły niebo, a wiatr łamał przydrożne topole jak zapałki. Nagle jedno z drzew runęło wprost na samochód z mamą i niemowlakiem. Konar przebił szybę i zmiażdżył malutką Jagódkę
Na miejsce tragedii popędzili strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Kuślinie i zawodowcy z Nowego Tomyśla. - Kuślin był na miejscu pierwszy, ale ponieważ na drodze leżały powalone drzewa, musieli wysiąść z wozu i iść do poszkodowanych polem - opowiada st. kapitan Zamelczyk, który dowodził całą akcją.
Zobacz: Burze nad Wielkopolską. Konar drzewa zabił dwumiesięczną dziewczynkę!
Strażacy z Nowego Tomyśla, którzy przyjechali z drugiej strony, też nie mieli łatwo. - Szalał wiatr, w powietrzu wirowały gałęzie - mówi Zamleczyk. Ale strażacy z narażeniem własnego życia pognali do auta przygniecionego drzewem. - Wyciągaliśmy dziewczynkę i od razu próbowaliśmy ją ratować - wspomina dowódca. W głowie strażacy mieli tylko jedno: uratować maleństwo! Niestety, nie udało się...
Strażacy przestrzegają kierowców, żeby w trudnych warunkach pogodowych po prostu zrezygnować z jazdy autem. A dzieci najlepiej wozić z tyłu...
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail