Dla tych, którzy powoli żegnają się ze światem, wiadomość o tym, że jego końca nie ma może być prawdziwym szokiem.
Uspokajamy jednak - gdyby nie teraz, szansa jest już w przyszłym roku. 2013 rok to tzw. Ragnarök, zwany zmierzchem bogów. Ma być symbolem początku i końca. Świat i Asgard, siedziba bogów, zostaną strawione przez ogień, wszystkie gwiazdy zgasną, a Ziemię zaleje wielkie morze. Śmiertelnicy wymrą a bogowie narodzą się. Ostatecznie wyłoni się nowy świat i nastąpi era szczęśliwości bez przemocy i wojen.
Ta era szczęsliwośći nie potrwałaby jednak długo, bo w 2014 roku do systemu słonecznego dotrze chmura pyłu kosmicznego. Astrofizycy już ostrzegają, że będzie potężna i zmiecie wszystko na swojej drodze.
Gdyby jednak tak się nie stało, to za dwa lata - w 2016 roku wszystko i tak zostanie zalane przez topniejące lodowce.
Jest jeszcze hierarchiczna teoria katastrof, która przewiduje armagedon na 2017 rok.
Tych, którzy przetrwają rok
później czeka natomiast wojna jądrowa. Tą na 2018 rok wieszczył Nostradamus.
W 2019 roku nad Ziemią znów pojawi się gigantyczny asteroid, który zniszczy ludzkość.
Jest jeszcze jedna szansa. Izaak Newton, na podstawie proroctw Jana Bogoslowa obliczył, że koniec świata nastąpi w
2020 roku.
I dalej następuje spora przerwa w przepowiedniach końca świata. Następnym martwić będą się już przyszłe pokolenia. Bo zgodnie z Księgą Daniela armagedon nadejdzie dopiero w 2060 roku - 1260 lat po założeniu Świętego Cesarstwa Rzymskiego.