Niby jeszcze przede mną weekend, ale co to za weekend, jak w poniedziałek znowu będę musiał tę gębę oglądać okrutną. Gębę szefa znaczy. "Nie tak, inaczej rób, szybciej, więcej, nie lenić się". Taki mądry, jak siedzi za biurkiem, rządzi i bąki zbija. No wytrzymać normalnie nie można.
Na szczęście, jak byłem na wczasach, to mnie dziecko nauczyło takiego jednego wiersza: Nie krytykuj, nie podskakuj/Siedź na tyłku i przytakuj/Nie przejmuj się swoją dolą, bo i tak ci przy.../Nie przejmuj się swoją pracą, bo i tak ci mało płacą/ Za pięć czwarta kończ robotę/Olej szefa, kładź kapotę/Tak dożyjesz starczej renty, nawet w tyłek nie kopnięty...
Głupie, ale pomaga. Nawet mnie trochę rozśmiesza. Ale i tak nie mam wyjścia. W niedzielę wieczorem wypiję jeszcze piwko, a potem zęby zagryzę i do roboty.
A swoją drogą to ciekawe, że takiej twórczości teraz w szkołach uczą.