"Super Express": - Otworzył pan szampana? Mamy obiecane 300 miliardów zł!
Konrad Szymański: - Nie otworzyłem. Każde euro powyżej naszej składki unijnej to oczywiście dobra wiadomość. Pytanie jednak, czy pieniądze są dobrze podzielone pomiędzy rolnictwo a spójność? Mam też wątpliwości co do strategii negocjacyjnej Donalda Tuska. Ważne, aby ktoś przeczytał konkluzję Rady i abyśmy o tym rozmawiali, a nie o poczuciu samozadowolenia polityków.
- Jakie są te konkluzje?
- Wynika z nich, że jedynym celem Tuska było przywiezienie równowartości 300 mld złotych na spójność. To było trudne w związku ze zmianą kursową między kampanią wyborczą z 2011 roku a dniem dzisiejszym. Zamiast wynegocjować brakującą kwotę, uznano, że przełożymy ją z innej polskiej koperty: rolnictwa. Jedynym dokumentem negocjacyjnym był skrypt spotu wyborczego PO z 2011 roku! Teraz w trudnej sytuacji jest PSL, ale premiera to chyba nie obchodzi. Sądzę, że myśli o nowej koalicji. Z lewicą, która ma do rolnictwa równie lekceważący stosunek jak PO.
- Był więc sukces czy nie? Siedem lat temu, gdy premier Marcinkiewicz wrócił z negocjacji budżetowych, PiS mówił o sukcesie...
- Mnóstwo ludzi w rządzie bierze pieniądze za propagandowe kalambury. Mnie parlament płaci za czytanie dokumentów. 300 mld po kursie dnia jest, ale tylko dlatego, że zlekceważono interesy rolników.
- O ile mniej pieniędzy jest na rolnictwo?
- Wszystko wskazuje na to, że to jest jakieś 28 mld złotych.
- Co to dla nas oznacza?
- Mniejsze środki na modernizację wsi. Różnice rozwojowe pomiędzy polską wsią a metropoliami nie będą zanikały tak jak powinny. Brakujące miliardy do tych propagandowych 300 mld sami sobie dopłaciliśmy. To sedno tego propagandowego zabiegu. Osobną sprawą są zasady przyznawania tych pieniędzy. Rząd kompletnie nie przywiązuje wagi do zmian, jakie forsowane są w UE. A możliwości ich uzyskania będą znacznie mniejsze niż przez ostatnie siedem lat. Ten budżet tworzy też reguły gry, w których pod przykrywką kryzysu część państw, dotychczasowych płatników, stanie się beneficjentami. Głównie Hiszpania. Wpłacane pieniądze wrócą do nich kosztem Europy Środkowej.
- Obecny budżet UE jest mniejszy niż poprzedni, ale Polska ma w nim większy udział niż poprzednio. Może więcej uzyskać się nie dało?
- Tego nie wiemy. Wiem natomiast, że Polska w negocjacjach zachowywała się pasywnie. Na spójność jest więcej, na rolnictwo mniej. Środków na spójność nie można było przekreślić ze względów prawnych. Polska jest poniżej 75 proc. średniej unijnej PKB. Jeśli ktoś chciałby zakwestionować polskie pieniądze na spójność, musiałby zmienić unijne prawo.
- Skąd kwota 470 mld złotych, o której mówiło PiS?
- Z przeliczenia pieniędzy, które dostajemy dzisiaj i z dokumentów Komisji Europejskiej. W opinii KE takie pieniądze powinny płynąć do krajów takich jak Polska.
- Może zaszkodziła nam sprawa zmowy cenowej i wstrzymanych pieniędzy na inwestycje drogowe? Atakowaliście za to rząd...
- Ta sprawa będzie dalej w grze, gdy będziemy mówili o zasadach przyznawania pieniędzy. To będzie ropiało, aż nie zostanie wyjaśnione. O co nie będzie łatwo. Myślę, że pojawi się nawet więcej takich spraw.
- KE ma około 200 takich spraw, u nas są dwa przypadki. Jeden procent.
- Jeśli mówimy o liczbie przypadków tak, ale jeśli mówimy o kwotach, to już nie. Ta sprawa jest jedną z większych w Unii.
- Parlament Europejski zatwierdzi wynegocjowany budżet?
- Parlament odegra negocjacyjny cyrk. Znajdzie się jednak odpowiednio duża liczba posłów, którzy uznają, że lepsza taka perspektywa finansowa niż żadna. PiS również będzie pracował na to, aby ten budżet został przyjęty w możliwie dobrym dla Polski kształcie.
Konrad Szymański
Eurodeputowany PiS