Odkąd upubliczniono zapisy czarnych skrzynek nie milkną spekulacje, że za niezrozumiałymi wypowiedziami załogi Tu-154M z kontrolerów z wieży lotniska Siewiernyj coś się kryje. Podejrzenia podsycają kolejne ujawnione zeznania świadków katastrofy.
Tym razem dowody na to, że Rosjanie przemilczeli być może niewygodne okoliczności tragedii są aż nazbyt oczywiste! „Wiadomości” dotarły do zeznań pilota rządowego Jaka-40, który lądował w Smoleńsku o godz. 7.20.
Porucznik Artur Wosztyl siedział w kabinie samolotu i włączył radio. Komenda dla załogi Tu-154 M, którą usłyszał od rosyjskiej wieży jest porażająca!
- Słyszałem, iż kontroler lotniska poinformował załogę tupolewa o widzialności 400 metrów. I jeszcze słyszałem, jak mówił do nich, żeby nie schodzili poniżej 50 metrów – jak nie zobaczą lotniska, odeszli na zapasowe” – można przeczytać w zeznaniach.
Zeznania Wosztyla różnią się więc od tego, co powiedział w prokuraturze Paweł Plusnin, kontroler lotów w Smoleńsku. Miał on stwierdzić, że zabronił schodzić pilotom prezydenckiego samolotu poniżej 100 m. Na tej wysokości piloci i wieża mieli ewentualnie podjąć decyzję, czy kontynuować lądowanie.
W stenogramach, które analizują polscy śledczy nie ma jednak o tym ani słowa. Z zapisów rozmów wynika jedynie, że wieża lotniska Siewiernyj na wysokości 50 metrów alarmowała załogę tupolewa, by poderwała maszynę do góry.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” porucznik Wosztyl nie chciał zdradzić żadnych szczegółów swoich zeznań, które złożył w prokuraturze 21 kwietnia.