To był zimny prysznic dla minister zdrowia Ewy Kopacz (53 l.)! W środku dnia odłożyła na bok sterty dokumentów i w towarzystwie dziennikarzy "SE" pojechała do Szpitala Bródnowskiego w Warszawie z niezapowiedzianą wizytą. Chciała zobaczyć, jak naprawdę leczy się w Polsce pacjentów.
- Ręce mi opadają. Jestem zszokowana! - wycedziła po wizycie w przyszpitalnej przychodni. - Akurat na Mazowszu szpitale mają pieniądze na leczenie. Dlatego przestałam wierzyć w statystyki, które dostaję od dyrektorów placówek służby zdrowia. Wynika z nich, że nie ma kolejek, a ja widzę, że pacjenci muszą czekać nawet po 300 dni do specjalisty - załamywała ręce.
O tym, jak podle traktuje się chorych, świadczy przykład pana Władysława (74 l.). Starszy pan próbował umówić się na wizytę do kardiologa w Szpitalu Bródnowskim. - Jestem po dwóch zawałach, ostatnio skoczyło mi ciśnienie, źle się czuję - narzekał. Niestety, będzie musiał czekać pół roku, aż zajmie się nim specjalista! - Zapisano mnie dopiero na 27 listopada. Czy ja dożyję tej wizyty? - uśmiecha się gorzko.
To właśnie poradnię w Szpitalu Bródnowskim wzięła sobie na cel minister. Zajrzała tam znienacka, bez żadnych zapowiedzi. Przed gabinetem do kardiologa kłębił się tłum. - Czekam od dwóch godzin. Mam nadzieję, że się doczekam. Właśnie przyszła lekarka. Spóźniła się półtorej godziny - żaliła się Zofia Urbanek (77 l.), którą w najbliższym czasie czeka operacja na otwartym sercu. Jak się okazało, tego dnia w przyszpitalnej poradni przyjmowało dwóch kardiologów. Jeden rano, drugi po południu. Barbara Misińska, dyrektor mazowieckiego oddziału NFZ, na polecenie minister wyjaśniała sytuację w rejestracji. - Powinno przyjmować co najmniej trzech lekarzy, ale niestety było dwóch i nie przepracowali się. Na wizyty zapisano tylko 24 pacjentów, a można ich było przyjąć aż 40 - dziwiła się Misińska.
Minister zdrowia nie kryła zaszokowania. - Po tej wizycie przestałam wierzyć dyrektorom szpitali - mówi nam Kopacz. - Oni piszą i mówią, jak jest dobrze. A tu proszę! Są pieniądze na leczenie, pacjenci czekają, a gabinety lekarskie są pozamykane - rozkłada ręce Kopacz. - Będę odtąd jeździć po szpitalach i przychodniach, w każdej wolnej chwili. Może to zmusi dyrektorów do lepszej organizacji pracy swoich placówek - zapowiada.
Co ma na swoje usprawiedliwienie dyrekcja Szpitala Bródnowskiego? - Wytłumaczę wszystko podczas kontroli. Mogę powiedzieć, że w dniu wizyty pani minister żaden pacjent nie wyszedł z naszego szpitala bez pomocy - zapewniała nas dyrektor Teresa Bogiel. Ale NFZ nie wierzy w te tłumaczenia. Zapowiedział już szczegółową kontrolę w placówce i zagroził wysokimi karami za nieprzestrzeganie umów.