Akcja ratunkowa należała do najtrudniejszych w historii polskiego górnictwa. Brało w niej udział ponad 2,5 tys. ludzi. Ratownicy przedzierali się do zasypanych kolegów, czołgając się w wąskich korytarzach pomiędzy skałami i zwałami zdruzgotanego sprzętu górniczego. W akcji w kopalni "Zofiówka" użyto też psów tropiących, posłużono się nowoczesną elektroniką. Niestety, wszystko to okazało się niewystarczające, by uratować górników. Daniel Ozon, prezes JSW, podczas konferencji prasowej miał łzy w oczach, gdy mówił o górnikach i ich rodzinach. - Odeszli bracia górnicy, mężowie, ojcowie, synowie. Jesteśmy z wami. Nie ma słów, które byłyby w stanie przekazać ten ból - stwierdził Ozon. Premier Mateusz Morawiecki (49 l.) postanowił przyznać rodzinom ofiar specjalne renty.
Tragedia w kopalni "Zofiówka". Tu zginęli górnicy
Koniec akcji ratunkowej w kopalni Zofiówka. Po 11 dniach ratownicy górniczy dotarli do ostatniego zasypanego 900 metrów pod ziemią górnika. Odnaleźli go w nocy z wtorku na środę. To piąta ofiara wstrząsu z 5 maja. Pod ziemią zginęli Przemysław Sz. (?38 l.), Łukasz Sz. (?29 l.), Michał T. (?38 l.), Marcin B. (?35 l.) i Piotr K. (?34 l.). Udało się uratować dwóch innych będących w rejonie wypadku górników - Mateusza Obrzuta oraz Łukasza Baranowskiego.